Nasza Mała zaczęła naukę w miejscowej placówce prawie od
razu po przyjeździe. Wybraliśmy prywatną szkołę międzynarodową, żeby nasze
dziecko miało szansę nauczenia się nie tylko portugalskiego, ale również
angielskiego. Trochę złorzeczyłam, że po co jej ten portugalski i to jeszcze w
wersji brazylijskiej, bo w Europie to naprawdę mało popularny język, a nawet
jeśli przydałby jej się w życiu zawodowym, to i tak zdąży go zapomnieć zanim
dorośnie itp., itd. Chciałam Małej oszczędzić stresu, ale się nie dało i nie
żałuję. Bo mózg tak samo jak ciało na siłowni podczas ćwiczeń rozwija się
najbardziej właśnie podczas nauki. Poza tym ta nasza dziewczynka jest bardzo
towarzyska i dzięki lokalnemu językowi będzie miała szansę nawiązać jakieś
znajomości czy pobawić się z dziećmi na podwórku.
Tak więc Mała po szła do szkoły. Popłakałam się, kiedy
zostawiałam ją w klasie z nauczycielką, której nie potrafiłam nawet zrozumieć.
Zaskoczyło mnie jednak, że na widok nowej uczennicy dzieci reagowały
zaciekawieniem i serdecznością. Co chwila ktoś naszą Małą przytulał lub głaskał
i to nie tylko jej rówieśnicy, ale również dorośli. Taki to już dotykalski
naród ;) Ale dzięki temu miałam poczucie, że mojemu dziecku krzywda się nie
stanie, że zawsze ktoś ją pocieszy i ktoś jej pomoże. No i rzeczywiście,
pierwsze siusiu robiła pod obstawą wszystkich dziewczynek z klasy. Wszystkie
chciały jej pokazać, gdzie jest toaleta.
Minął ponad miesiąc, a nasza córka robi za gwiazdę w
brazylijskiej szkole ;) Jako wysoka i bardzo jasna blondynka bardzo się
wyróżnia na tle śniadych i drobnych kolegów. Załapała kilka słów w obu
obowiązujących językach, ale ciągle mówi do wszystkich po polsku. Tak jest
przecież łatwiej, niech się inni uczą prawda? Jest w centrum uwagi tak samo,
jak była w polskiej szkole, ma swoje przyjaciółki, (których imion nawet nie
stara się zapamiętać) i swój świat. Ma już nawet pierwszego poważnego
adoratora. Oczywiście nie obyło się bez drobnych zgrzytów, bo Mała wzbudza
zazdrość wśród dziewczynek. Niektóre robią jej czasem drobne złośliwości. No i
zostaliśmy poproszeni, o kupienie jej jednoczęściowego kostiumu na basen, bo miała
sportowe bikini, więc wszystkie jej koleżanki też chciały mieć odkryte brzuszki.
W te pędy kupiliśmy jej, co trzeba. Bo choć cieszę się, że moje dziecko jest
popularne w szkole, to uczę ją też, że nadmierne wyróżnianie się przysporzy jej
wrogów. Z tego też względu nie pozwalam jej zbierać do szkoły najlepszych
zabawek. Kosztowały pewnie połowę tego, co tutejsze, ale są lepszej jakości,
więc również wzbudzają ogromne zainteresowanie. Nie jestem zadowolona, że uczę
córkę konformizmu dla jej własnego dobra. Wolałabym, by szła przez życie przebojem
i nie oglądała się na zazdrośników. Pewnie jestem nadopiekuńcza, chcąc chronić
ją przed złem całego świata, ale wolę konformizm nazywać empatią. Uważam, że
nie kuje się ludzi w oczy tym, co się ma i to nie tylko w znaczeniu materialnym.
Trudno mi na tym etapie porównać polską szkołę do
brazylijskiej. Tak naprawdę niewiele wiem państwowych szkołach. Jedną mamy za płotem
i niestety wygląda strasznie! Jak więzienie!
Zajęcia w niej zaczynają się około 7:30 a ostatni dzwonek
rozbrzmiewa o 21:30. Pewnie mają ze trzy zmiany. Dzwonek to refren kawałka
Avicii „Hey brother”, który na szczęście nie brzmi w tym wydaniu zbyt inwazyjnie,
bo chyba bym oszalała słysząc go tak często. Każdą przerwę młodzież spędza na
boisku grając w piłkę i jedyne, co widocznie ich łączy z uczniami szkoły
prywatnej to mundurek. Właściwie to sportowy dres, nie mundurek. Każda szkoła
ma swoje barwy i dzieciaki zza płotu biegają w bordowych spodniach.
Ze szkoły Małej jesteśmy na razie zadowoleni. Poza ciepłym
przyjęciem i częstym przytulaniem, nasza córeczka ma zapewnione 3 posiłki i
wspomniany już basen dwa razy w tygodniu. Basen jest w ramach lekcji wf-u,
można go wybrać spośród 3 różnych zajęć. Poza tym jest tam bezpiecznie. Każde
dziecko ma kartę magnetyczną, którą otwiera bramkę przy wejściu. Rodzic ma
drugą i bramka nie otworzy się, jeśli obie karty nie zostaną odbite
jednocześnie. Wszędzie stoi ochrona, teren szkoły też wymaga karty wjazdu. W
parku na terenie szkoły jest całkiem duże jeziorko, nad którym, a jakże!, pasą
się kapibary!
Na weekend dostajemy pracę domową, którą odrabiamy często
razem z sąsiadami. Na naszym poziomie portugalskiego zadania dla sześciolatków
bywają wyzwaniem. Pierwszej pracy domowej nie tknęliśmy w ogóle! Teraz razem
czytamy książki wypożyczone ze szkolnej biblioteki. Są zdecydowanie na moim
poziomie, bo mają jedno zdanie na stronę ;) No a niedługo czekają nas ferie
zimowe, które spędzimy w Polsce. W tym roku dzieci mają dwa razy dłuższe wakacje ze
względu na mistrzostwa świata. Czyż to nie jest cudowny kraj?!