Brazylijczycy mają kilka mocno irytujących cech. To nic wielkiego i przy ich ogólnej życzliwości i otwartości nawet trudno się na nich gniewać, ale trochę mi się tego uzbierało, więc się podzielę.
1. Dotykanie: Przyzwyczaiłam się do tego dość szybko ku mojemu zaskoczeniu i nawet sama staram się odwdzięczać tym samym, żeby nie wyjść na osobę zdystansowaną. Łapanie za rękę, poklepanie, delikatne muśnięcie ramienia... To wszystko podkreśla zaangażowanie rozmówcy w temat i wzajemną sympatię. Do tego wymiana buziaczków nawet na siłowni, u fryzjera i ze wszystkimi innymi obcymi z którymi masz w miarę regularny kontakt. Ale jest też "ciemna strona mocy" ;), a jest nią szturchanie. Za każdym razem, kiedy rozmówca chce zwrócić na coś twoją uwagę, wymierzy ci kuksańca. Siedzimy i gadamy, a przy każdym zwrocie: "Spójrz!", "Karolina, a wiesz, że...", "Widziałaś?", dostajesz sójkę w bok. No przecież szlag mnie trafia, a moja skóra sinieje w tym miejscu. Skoro siedzę obok, to chyba oczywiste, że słyszę i widzę i nie trzeba mnie co chwila dźgać! Na szczęście nie wszyscy są tacy ofensywni.
2. Ziewanie: Tutaj nie jest to czynność ani wstydliwa, ani krępująca a już na pewno nie jest bezgłośna. Wczoraj w sklepie z zabawkami jakiś pan robił zakupy ze swoim dzieckiem. No jakbym widziała i SŁYSZAŁA hipopotama! Cały sklep go słyszał, nie tylko ja.
3. Dzień dobry: Wszyscy tu sobie mówią dzień dobry albo cześć i długo nie zauważyłam niczego niezwykłego. Ale z czasem zaczęłam się zastanawiać nad obowiązującymi zasadami savoir vivre. Dzieci naszych sąsiadów nigdy nie mówią nam dzień dobry, nawet jeśli wchodzą sobie po prostu do naszego domu. Na ulicy również nie odzywają się pierwsze. Z zaprzyjaźnionymi sąsiadami witamy się już z daleka, ale z tymi tylko mijanymi pod domem witałam się pierwsza. Już przestałam. Bo o ile bez problemu ukłonię się pierwsza kobiecie (z resztą kobiety są bardziej kulturalne i bezpośrednie), to ile razy mam pierwsza kłaniać się facetowi w moim wieku? Niedoczekanie! Tak samo pierwsza odzywałam się do portierów i do ciecia. Ale o ile z portierami lepiej mieć dobre układy, to ciecia mam już w d..ie.
W końcu zapytałam o reguły dobrego wychowania koleżankę w moim wieku i dowiedziałam się, że nie ma żadnych i każdy wita się z kim chce i kiedy chce. Ale moja nauczycielka zaprzeczyła. Według niej obowiązują takie same zasady, które wyniosłam z domu. Nie rozumiem! Czy to oznacza, że w ciągu jednego pokolenia nastąpił aż taki przewrót kulturowy?!
4. Spóźnianie się: Już pisałam, że tutaj czas jest raczej miarą pomagającą w orientacji niż narzucającą zachowanie. Zapraszasz gości na 13.00. Będą najwcześniej o 13.30, ale znajdą się i tacy, którzy dotrą bliżej 15.00. Nikomu się nigdy nie spieszy, więc często w sklepie jakieś dwie krowy blokują przejście koszykami, bo akurat się spotkały i muszą poplotkować. Przy stole siedzą godzinami. Tu posiłek jest okazją do towarzyskiego spotkania, więc siedzą i jedzą pół dnia. To dla nas prawdziwa męka, bo my raczej zjadamy to, co na talerzu w kilka minut. Czasem jesteśmy przez to obiektem żartów.
5. Święty lunch: Jedzenie w tej kulturze jest ważne. Ale czasem dochodzi do absurdów szczególnie w miejscach pracy. Mój mąż pracuje w europejskiej firmie z oddziałami na całym świecie. Czasem trudno jest tak dobrać godzinę, żeby ludzie ze Stanów, Europy, Chin i Brazylii mogli spotkać się na telekonferencji. Największe nieszczęście jest wtedy, kiedy trzeba się zdzwonić w porze tutejszego lunchu. Brazylijczycy natychmiast dopytują się o jedzenie, okazują niezadowolenie i kończy się tym, że dostają pizzę na koszt firmy. Jak małe dzieci! I zachowują się tak bez względu na powagę sytuacji. Na innym kontynencie zwalniają ludzi, zamykają biuro, a ci robią awanturę, bo nie mogą zjeść punktualnie w południe!