Stało się i wreszcie nas ktoś odwiedził. I to nie byle kto, bo moja siostra z rodziną. Nie mogłam ich nie zabrać do Rio, bo choć Brazylia jest wielka i piękna i jest tu wiele ładniejszych miejsc niż to słynne miasto, to jednak pomnik Chrystusa Odkupiciela jest swoistym symbolem, rozpoznawalnym na całym świecie. Nie zrobić sobie pod nim fotki, to jakby nigdy nie być w Brazylii. Przynajmniej w czasach popkultury ;)
Znów byłam tam krótko, ale za to w sezonie. Temperatura dochodziła do 40 stopni, więc najchętniej siedziałabym w basenie. Ale dwie największe atrakcje turystyczne wypadało zobaczyć, więc wybraliśmy się na wycieczkę. Jak to w wakacje, turystów było zdecydowanie za dużo i trudno było znieść upał. Zdecydowanie lepiej zwiedzało się miasto we wrześniu, czyli wczesną wiosną.
Lubię obserwować ludzi. Zawsze zagaduję taksówkarzy, choć głównie po to, żeby wiedzieli, że znam portugalski, mieszkam tu i nie jestem łatwą do oszukania turystką. Nie, żeby mi to groziło, ale pewności nie mam. Jeden z kierowców uśmiał się do łez, kiedy mu powiedziałam, że w Polsce temperatura spada zimą do -10 stopni, często nawet niżej i że mamy śnieg. Myślał, że wtedy zamarzamy w domach, bo nie wiedział, że wszystkie domy są u nas ogrzewane. Trudno mu było uwierzyć, że samochodem da się jeździć zimą po śniegu.
W czasie wycieczki byliśmy wożeni małym busem. W grupie mieliśmy parę Kanadyjczyków - bladzi, a właściwie spaleni na czerwono blondyni ze sporą nadwagą, za to otwarci i przesympatyczni. Młoda para z Włoch była za to mocno wystylizowana i poza włoskim, nie znali żadnego innego języka. Meksykanie wyglądali dokładnie tak, jak w amerykańskich serialach. Aż nie mogłam w to uwierzyć. Byli jacyś tacy... kwadratowi. A Rosjanin, choć był świetnie ubranym gejem, wyglądał jak kuzyn Putina. I jak tu uciec przed stereotypami? Czasem wystarczy popatrzeć na człowieka i można zgadnąć, skąd pochodzi.
Tym razem jednak nie poczułam atmosfery miasta. Mieszkaliśmy przy samej plaży, widoki były piękne, ale ponieważ nie musieliśmy wchodzić w głąb, w te wszystkie mniejsze i większe uliczki, czułam się jak turystka. Wśród tłumów ludzi, barów na plaży i wszechobecnych namolnych sprzedawców wszelkiego badziewia umknął mi ten posmak Bossa Novy. Zostało tylko wielkie turystyczne przedsiębiorstwo.