wtorek, 3 czerwca 2014

Churrasqueiras



 


Brazylijczycy imprezują przy grillu. Jeszcze nie byłam na przyjęciu innego typu i pewnie takie są rzadkością, jeżeli w ogóle się zdarzają. Churrasqueiras, czyli grille to stoły z paleniskiem w parkach publicznych, ale także specjalnie do tego przeznaczone sale w apartamentowcach czy oddzielne budynki na osiedlach domków jednorodzinnych. Można tam zaprosić gości i nie martwić się sprzątaniem mieszkania ;).
Ostatnio zaliczyliśmy kolejne takie spotkanie. Tym razem inne grono znajomych, stroje sportowe, o czym nie wiedzieliśmy i odstawiliśmy się ciut za bardzo i jak zwykle pyszne jedzenie. Jednak tym razem danie główne, czyli wielki kawał mięcha, który leżał na grillu kilka godzin był twardy jak podeszwa. To było niespotykane, bo jeszcze nie zdarzyło mi się tu trafić na coś niesmacznego. Ale reszta dań była pyszna. Za to z napojami znów nas zaskoczyli. Co prawda mężuś przezornie otworzył dla nas butelkę wina jeszcze przed wyjściem, wiedząc, że na imprezie wina dużo nie będzie, ale nie spodziewałam się dwóch butelek na 10 osób. Poza tym było jeszcze piwo w dużych ilościach i caipirinhia. Ten popularny tutaj drink został podany w dużym kuflu, sztuk jeden! i kto chciał, mógł się częstować. W ten sam sposób podano yerba mate: w jednym mate (kubku) i jedną bombillą (słomką) dla wszystkich. Chyba nigdy nie zrozumiem, czemu Brazylijczycy podają jedną szklankę dla wszystkich, przecież mają tu szklanki. Z resztą żaden Polak nie byłby również zadowolony ze sposobu podawania piwa. Bo choć w tym przypadku każdy ma swoją szklankę, jest ona mniejsza niż szklanka do herbaty.
Kolejne zaskoczenie to długość trwania imprezy. U nas siedzi się do późna lub dopóki jest alkohol, tu się wszyscy rozchodzą zaraz po posiłku. Najczęściej wszyscy na raz, jakby się na jakieś hasło umówili, czy jak!? Kiedyś zostaliśmy zaproszeni na mecz do sąsiada. Mecz się skończył, a goście się rozeszli, mimo że to było dopiero sobotnie popołudnie.
To, co mnie urzeka w tutejszych churrasqueiras, to muzyka. Choć przy zwykłych spotkaniach nadal zmuszana jestem do wysłuchiwania muzy z komórek i każdy się dziwi, czemu ja się czepiam jakości dźwięku (naprawdę nie mogę się skupić na rozmowie, kiedy w tle rzęzi choćby najlepszy smartphone i nikt mnie nie przekona, że da się tego słuchać bez dodatkowych głośników) , to większe okazje są dla nich warte zaproszenia kapeli. I wtedy klimat jest niepowtarzalny! W minioną niedzielę nasi sąsiedzi chrzcili dziecko i z tej okazji urządzili grilla nad naszym osiedlowym basenem. A w tle słychać było sambę na żywo. Kto chciał, śpiewał z muzykami, inni rozmawiali, aromat pieczonego mięsa rozchodził się po okolicy… hmm…

2 komentarze:

  1. Ale w knajpach nie podają chyba jednej szklanki z alkoholem na cały stolik, co? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha... Nie, w knajpach jest normalnie! Ostatnio byliśmy na lunchu, gdzie w cenę był wliczony alkohol i posiłek dla dzieci. Zapłaciliśmy tylko "od pary", a stół uginał się od żarcia i można było jeść i pić do woli. I nawet nie było drogo :)

    OdpowiedzUsuń