czwartek, 20 listopada 2014

Koniec pieśni ;)

No i stało się. Mój komputer po czterech latach współpracy zakończył swój żywot. Oznacza to, że nie mogę zrzucić na niego zdjęć, by potem umieścić je na blogu. Niestety mój ajpadzi nie ma czytnika kart SD. A przygotowałam taką piękną fotorelację z naszego pierwszego wypadu nad ocean: góry i plaże, brazylijskie pośladki i caipirinha....
Co się odwlecze, to nie uciecze....

środa, 12 listopada 2014

Frustracja


Wczoraj szlag mnie trafił. Dwa razy!
Biję się w piersi, bo dwa miesiące temu rozbiłam służbowy samochód Pabla. Pierwszy raz w życiu mi się coś takiego przytrafiło, ale to żadna wymówka. Po kilku tygodniach przepychanek z ubezpieczycielem stanęło na tym, że będziemy mieli nowe auto. Zakup potrwał kolejnych kilka tygodni. W tym czasie jeździliśmy samochodami pożyczonymi od firmy, jeśli akurat nikt inny z nich nie korzystał. Czasem jednak nie miałam czym zawieźć Małej do szkoły. Korzystałam z taksówek, raz nawet wynajęliśmy samochód na tydzień na własny koszt. Ale i tak moja córka chodziła do szkoły w kratkę. Dodam, że tutejsze odległości wymuszają posiadanie jakiegokolwiek pojazdu, a jego brak poważnie ogranicza wszelkie ruchy.
Nowy samochód już jest od kilku dni, ale właśnie wczoraj podczas lekcji dowiedziałam się, że nie dostaniemy go jeszcze co najmniej przez dwa tygodnie, bo trzeba go ubezpieczyć. Zagotowałam się, bo nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie da się kupić i ubezpieczyć auta w czasie krótszym niż 3 miesiące. Ja wiem, że Latynosom czas płynie inaczej niż Europejczykom i trzeba się uzbroić w cierpliwość. Z resztą gdyby chodziło o moje potrzeby, nawet bym nie pisnęła - karnie chodzę na lekcje portugalskiego na piechotę 4 kilometry w jedną stronę po tym jakże "bezpiecznym" mieście, ale tu chodzi o edukację mojego dziecka!
Wróciłam do domu w kiepskim nastroju, a portier czekał z kolejną niespodzianką. Otóż odcięli nam prąd za niezapłacony rachunek. Ale jak to? Tak bez ostrzeżenia? Przekopałam rachunki i ostatni był zapłacony, za to Pablo przeoczył ten poprzedni. Nie da się go już zapłacić, bo jest przeterminowany, trzeba ściągnąć nowy z netu lub pojechać do biura obsługi klienta. Na stronie operatora nic nie załatwiłam, bo to nie takie łatwe z moim kulejącym językiem. A bez samochodu i zielonego pojęcia, gdzie jechać i jak się dogadać z panią od obsługi klienta po prostu się poddałam. Pablo jak zwykle w delegacji, ale uruchomił kolegę Brazylijczyka, kolega żonę, wspólnymi siłami zapłacili rachunek i zgłosili żądanie podłączenia prądu już o 14-tej. Miałam czekać dobę.
Byłam wściekła! Komórka coraz słabsza, lodówki na wszelki wypadek nie otwierałam, żeby mi się zawartość nie rozpuściła, siedziałam i patrzyłam w ścianę. Nawet do przeczytania książki potrzebny mi jest czytnik elektroniczny ;) Dla jasności nie byłam zła na męża, bo każdemu może się zdarzyć coś przeoczyć. Byłam zaskoczona, że nie dostałam monitu, telefonu z ponagleniem, żadnego ostrzeżenia. A następna faktura była opłacona, więc nie mieliśmy wielkich zaległości. Odłączyli prąd, bo tak. Następnego dnia i tak trzeba było do nich zadzwonić i się przypomnieć, a nawet ochrzanić, bo stwierdzili, że potrzebny im jest akces, żeby podłączyć prąd i bez pisma nic nie zrobią. Ale żeby nas odłączyć nikt o akces nie pytał?!
Całą sytuacją najmniej przejęła się Mała. Tak jej się podobało mycie w misce (bez prądu nie działa piec i nie grzeje wody, więc musiałam ją zagotować w garnku) i przy świeczkach, że dziś chciała tak samo. Jednak dla mnie to żadna frajda, kiedy jestem sama z dzieckiem bez samochodu i elektryczności w domu.
I są jeszcze dwie wisienki na torcie. Po pierwsze znów pogryzły mnie tutejsze tropikalne komary, tym razem w obie łydki tuż pod kolanem, więc opuchlizna uniemożliwia mi zginanie nóg. Skubańce zostawiają milimetrową dziurę w skórze, takie mają rury! Po drugie dowiedzieliśmy się o kolejnym uroczym owadzie. Trzeba uważać na banany, bo nawet na tych w sklepie czają się czasem dość agresywne i malutkie pająki, które potrafią skoczyć na człowieka, a takie spotkanie kończy się szpitalem.
Zaczęłam pakować walizki!!!!!

czwartek, 6 listopada 2014

Wiosna ach to ty

Kochani! Ja wiem, że u Was w ta Polska to ciemno i zimno, dlatego na pocieszenie wysyłam Wam wiosenne kwiatki. Bo wiosna w pełni, choć jeszcze nie wszystkie drzewa mają liście i temperatury też nas nie rozpieszczają - marne 30 stopni jest na razie.
A jak już naprawdę zmarzniecie i będziecie mieli dość zimy, to Wam wyślę na rozgrzanie zdjęcia znad oceanu lub basenu ;-p











wtorek, 4 listopada 2014

Zapożyczenia czyli lekcja portugalskiego II

Uczę się tego portugalskiego już ponad pół roku i coraz więcej rozumiem, potrafię się czasem dogadać, ale lekko nie jest. Jednak nie sądziłam, że czekają mnie jeszcze jakieś duże niespodzianki. Myliłam się!
Początkowo nie chciałam sobie tu kupować nowego telefonu ani inwestować pieniędzy w abonament, bo i tak nie mam do kogo dzwonić. Jednak moja ukochana Nokia zawieszała się podczas każdej rozmowy i nie pomagały kolejne zabiegi przywracania systemu. Trzeba było pomyśleć o nowej inwestycji. Poza tym szkolenie z bezpieczeństwa uświadomiło mi, że możliwość zadzwonienia po pomoc może uratować mi życie w tym kraju więc wybraliśmy się do operatora.
Wybraliśmy plan taryfowy i najtańszego iPhon'a. Zależało mi na tej firmie, bo mam już iPad'a i chciałam, żeby urządzenia komunikowały się ze sobą bez konieczności podpinania się na tysiąc kabli do kompa. Poza tym łatwość obsługi i wygoda mnie rozleniwiły ;) Szkoda tylko, że cena jest mocno zniechęcająca szczególnie najnowszych modeli.
Podczas całej tej wizyty zostałam zasypana pytaniami i trudno mi było zachować powagę:
- A jakiego ajfoni seniora by chciała?
- Czy seniora ma tableci?
- A jaki tableci ma seniora? Ajpadzi?!
- Czy seniora chce dodatkową kartę sim do swojego ajpadzi? Bo tyle interneci na telefonie to dużo i wystarczy jeszcze na tableci!
Tak więc mam nowy ajfoni z interneci i dostałam kartę sim do mojego ajpadzi. I jestem zachwycona! Oczywiście nie brazylijską tendencją do kończenia słów na samogłoski ;) Jestem zachwycona, że wreszcie mam kontakt ze światem bez względu na to, gdzie jestem. Zainstalowałam sobie aplikację, dzięki której zawsze można mnie namierzyć, czuję się więc bezpieczniej nawet myśląc o ewentualnym porwaniu, no i mam ubaw po pachy za każdym razem kiedy opowiadam komuś o moim nowym ajfoni, interneci i tableci.
A takie zdjęcia robi mój nowy ajfoni :)