Nie lubię tych wszystkich sztampowych powiedzonek o zmianach. Motto o tym, że jedyne czego w życiu można być pewnym, to zmiany działa mi na nerwy. To taka sama oczywista oczywistość jak masło maślane ;)
Muszę jednak przyznać, że z czasem się przyzwyczaiłam i polubiłam te wszystkie życiowe zwroty akcji, choć nie zawsze jestem z nich zadowolona, przynajmniej na początku.
Dziś wyprowadzili się nasi sąsiedzi, ci zaprzyjaźnieni, którzy jako pierwsi otworzyli dla nas swój dom i serca. Pusto tu bez nich. Miesiąc temu opustoszał dom obok nas, a też się lubiliśmy z jego wyjątkowo pogodnymi mieszkańcami. Brakowało mi pogwizdywania i podśpiewywania, teraz zabraknie hałasu powodowanego przez dzieci, a moja córka właśnie straciła jedyną koleżankę, z którą bawiła się na naszej ulicy. Mieszkamy tu niecałe trzy lata, czemu musieli wynieść się teraz? Mało mamy tych zmian?
Ponadto moja przyjaciółka Brazylijka za dwa miesiące przenosi się do Hiszpanii. Będę za nią tęskniła.
Nasz kontrakt też się niedługo kończy. Zostało tylko kilka miesięcy, a my wciąż nie wiemy, co dalej. Wracamy czy zostajemy, a może będziemy zmuszeni przenieść się jeszcze gdzieś indziej?
Takie zawieszenie jest najgorsze, bo ani nie ma jak robić planów na wcale nie tak odległą przyszłość, ani nie ma sensu podejmować jakichkolwiek działań.
Jeśli zostaniemy, moje przyjaciółki Europejki wrócą do swoich krajów wcześniej niż ja. Znów będę tu kompletnie sama tak, jak w pierwszym roku naszego brazylijskiego życia. Jeśli wrócimy, pozostanie lekki niedosyt niedokończonej przygody, bo one jeszcze przez chwilę wciąż będą się spotykały i żyły naszym wspólnym życiem, ale już beze mnie.
Lubię zmiany. Nie są łatwe, ale zawsze niosą ze sobą coś dobrego lub wartościowego. W każdej takiej sytuacji można się nauczyć czegoś nowego o sobie, o świecie, o ludziach. A przy odrobinie szczęścia można poznać osoby, które zmienią cię na zawsze.