czwartek, 10 listopada 2016

Znowu te zmiany




Nie lubię tych wszystkich sztampowych powiedzonek o zmianach. Motto o tym, że jedyne czego w życiu można być pewnym, to zmiany działa mi na nerwy. To taka sama oczywista oczywistość jak masło maślane ;)
Muszę jednak przyznać, że z czasem się przyzwyczaiłam i polubiłam te wszystkie życiowe zwroty akcji, choć nie zawsze jestem z nich zadowolona, przynajmniej na początku.
Dziś wyprowadzili się nasi sąsiedzi, ci zaprzyjaźnieni, którzy jako pierwsi otworzyli dla nas swój dom i serca. Pusto tu bez nich. Miesiąc temu opustoszał dom obok nas, a też się lubiliśmy z jego wyjątkowo pogodnymi mieszkańcami. Brakowało mi pogwizdywania i podśpiewywania, teraz zabraknie hałasu powodowanego przez dzieci, a moja córka właśnie straciła jedyną koleżankę, z którą bawiła się na naszej ulicy. Mieszkamy tu niecałe trzy lata, czemu musieli wynieść się teraz? Mało mamy tych zmian?
Ponadto moja przyjaciółka Brazylijka za dwa miesiące przenosi się do Hiszpanii. Będę za nią tęskniła.
Nasz kontrakt też się niedługo kończy. Zostało tylko kilka miesięcy, a my wciąż nie wiemy, co dalej. Wracamy czy zostajemy, a może będziemy zmuszeni przenieść się jeszcze gdzieś indziej?
Takie zawieszenie jest najgorsze, bo ani nie ma jak robić planów na wcale nie tak odległą przyszłość, ani nie ma sensu podejmować jakichkolwiek działań.
Jeśli zostaniemy, moje przyjaciółki Europejki wrócą do swoich krajów wcześniej niż ja. Znów będę tu kompletnie sama tak, jak w pierwszym roku naszego brazylijskiego życia. Jeśli wrócimy, pozostanie lekki niedosyt niedokończonej przygody, bo one jeszcze przez chwilę wciąż będą się spotykały i żyły naszym wspólnym życiem, ale już beze mnie.
Lubię zmiany. Nie są łatwe, ale zawsze niosą ze sobą coś dobrego lub wartościowego. W każdej takiej sytuacji można się nauczyć czegoś nowego o sobie, o świecie, o ludziach. A przy odrobinie szczęścia można poznać osoby, które zmienią cię na zawsze.

wtorek, 1 listopada 2016

Krótkie wakacje na wyspie



Korzystając z długiego weekendu w październiku pojechaliśmy na wyspę Ilhabela u wybrzeży Sao Paulo. Jest to wystarczająco blisko, żeby wybrać się samochodem, a takie właśnie wyprawy dają największą swobodę poruszania się na miejscu.
Spodziewaliśmy się pełnego obłożenia we wszystkich ośrodkach, ale było zaskakująco pustawo, prawdopodobnie ze względu na niezbyt wysokie temperatury (20-22 stopnie).
Na wyspę można dostać się promem po odstaniu kilkudziesięciu minut w kolejce. A potem już tylko hotel na hotelu i restauracje pomiędzy. Przynajmniej tak było w tej części od strony wybrzeża Sao Paulo. Trafiliśmy do uroczego hotelu z basenem i przemiłą obsługą, który stał się nasza bazą wypadową. Najlepsze zaplecze restauracyjne i największy urok ma Starówka o raczej mikroskopijnych rozmiarach trzech ulic na krzyż. Spędziliśmy tam trochę czasu bawiąc się w miejskiej fontannie i jedząc kolację. Niewielkie i urokliwe plaże niestety nas nie zachęcały ze względu na brudną wodę między wyspą a wybrzeżem. Za to jedzenie wszędzie było pyszne i różnorodne. W okolicach plaż raczej o to trudno, bo w całej Brazylii serwują w takich miejscach głęboko smażone owoce morza i fast food'y. Tylko ceny nie zachwycały, ale wyspy raczej nie słyną z konkurencyjności w tej dziedzinie ;)
Najpiękniejsze plaże i widoki czekają na turystów po drugiej stronie góry, na wschodnim wybrzeżu. Piasek jest tam biały i miękki, a woda idealnie czysta. Najpierw trzeba jednak przejechać przez dżunglę i kilka strumieni. Dosłownie! Droga na drugą stronę otwarta jest do czternastej, z powrotem od piętnastej. Jest tam po prostu za wąsko na ruch dwustronny. Poza tym wpuszczane są samochody tylko z napędem na cztery koła i bardzo szybko przekonaliśmy się dlaczego. Nasz suv co prawda dysponuje takim napędem, ale nie jest zbyt wysoko zawieszony, więc prawdziwym wyzwaniem było pokonanie tych wszystkich rowów wypłukanych przez deszcze w niczym nie utwardzonej ścieżce. Na koniec jeszcze trzeba było przejechać przez szeroki strumień, gdzie omal się nie zakopaliśmy i naszym oczom ukazała się rajska plaża. Ludzie tam żyją odcięci od świata, bo nie dochodzi do nich nawet sygnał operatorów komórkowych i mimo tego wyglądają na szczęśliwych. To był taki kawałek Brazylii, jaki znam ze zdjęć i opowiadań podróżników i z internetu. Romantyczny w swojej prostocie i urodzie, ale coraz bardziej unikalny. Cywilizacja niedługo dotrze i tam.