Korzystając z długiego weekendu w październiku pojechaliśmy na wyspę Ilhabela u wybrzeży Sao Paulo. Jest to wystarczająco blisko, żeby wybrać się samochodem, a takie właśnie wyprawy dają największą swobodę poruszania się na miejscu.
Spodziewaliśmy się pełnego obłożenia we wszystkich ośrodkach, ale było zaskakująco pustawo, prawdopodobnie ze względu na niezbyt wysokie temperatury (20-22 stopnie).
Na wyspę można dostać się promem po odstaniu kilkudziesięciu minut w kolejce. A potem już tylko hotel na hotelu i restauracje pomiędzy. Przynajmniej tak było w tej części od strony wybrzeża Sao Paulo. Trafiliśmy do uroczego hotelu z basenem i przemiłą obsługą, który stał się nasza bazą wypadową. Najlepsze zaplecze restauracyjne i największy urok ma Starówka o raczej mikroskopijnych rozmiarach trzech ulic na krzyż. Spędziliśmy tam trochę czasu bawiąc się w miejskiej fontannie i jedząc kolację. Niewielkie i urokliwe plaże niestety nas nie zachęcały ze względu na brudną wodę między wyspą a wybrzeżem. Za to jedzenie wszędzie było pyszne i różnorodne. W okolicach plaż raczej o to trudno, bo w całej Brazylii serwują w takich miejscach głęboko smażone owoce morza i fast food'y. Tylko ceny nie zachwycały, ale wyspy raczej nie słyną z konkurencyjności w tej dziedzinie ;)
Najpiękniejsze plaże i widoki czekają na turystów po drugiej stronie góry, na wschodnim wybrzeżu. Piasek jest tam biały i miękki, a woda idealnie czysta. Najpierw trzeba jednak przejechać przez dżunglę i kilka strumieni. Dosłownie! Droga na drugą stronę otwarta jest do czternastej, z powrotem od piętnastej. Jest tam po prostu za wąsko na ruch dwustronny. Poza tym wpuszczane są samochody tylko z napędem na cztery koła i bardzo szybko przekonaliśmy się dlaczego. Nasz suv co prawda dysponuje takim napędem, ale nie jest zbyt wysoko zawieszony, więc prawdziwym wyzwaniem było pokonanie tych wszystkich rowów wypłukanych przez deszcze w niczym nie utwardzonej ścieżce. Na koniec jeszcze trzeba było przejechać przez szeroki strumień, gdzie omal się nie zakopaliśmy i naszym oczom ukazała się rajska plaża. Ludzie tam żyją odcięci od świata, bo nie dochodzi do nich nawet sygnał operatorów komórkowych i mimo tego wyglądają na szczęśliwych. To był taki kawałek Brazylii, jaki znam ze zdjęć i opowiadań podróżników i z internetu. Romantyczny w swojej prostocie i urodzie, ale coraz bardziej unikalny. Cywilizacja niedługo dotrze i tam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz