… a właściwie drogach. Wreszcie przetłumaczyli mi prawko i
mogę usiąść za kierownicą. Nie pchałam się do tego specjalnie, bo i po co,
skoro mogę być wożona, a i tak nie mam swojego samochodu. Ale dziś nie było wyjścia,
bo dziecko do szkoły odwieźć trzeba, a mężuś w delegacji, więc zostawił mi
auto. Wczoraj w ramach rozgrzewki ćwiczyliśmy jazdę automatem.
Myślałam, że to będzie trudniejsze, ale nie było źle. Jedną nogę
trzymam prawie pod fotelem dla pewności, że jej nie użyję. Trudniej mi jest opanować prawą rękę,
która bardzo, bardzo chce zmieniać biegi. Powinnam ją przywiązać do kierownicy
;)
Miasto znam już dość dobrze, więc nie muszę się skupiać na
rozeznaniu terenu i tak sobie wczoraj jechałam spokojnie, aż z daleka
zobaczyłam czającą się przy przejściu dla pieszych kobietę. Gdybym była tutejsza,
dodałabym gazu. Ale ja bez zastanowienia wcisnęłam sprzęgło, żeby ewentualnie
zdążyć zahamować w razie wtargnięcia na jezdnię. No przynajmniej robię tak w
Polsce. Tu z braku sprzęgła wcisnęłam hamulec i stanęłam dęba na środki drogi,
30 metrów od pasów. Nie rozumiałam, co się stało. Moja mina była bezcenna –
podobno. Mina kobiety przechodzącej przez ulicę też była niczego sobie. Odzwierciedlała
bezbrzeżne zdumienie? Szok? Ciekawość?
Nie wiem, czy wy tez tak macie, ale ja wsiadam do samochodu
lub na motocykl, odpalam, pamiętam jeszcze by włączyć światła, a reszta dzieje
się automatycznie. Jak mnie ktoś zapyta, który pedał jest od czego, to
potrzebuję chwili, żeby sobie przypomnieć, bo na co dzień w ogóle się nad tym
nie zastanawiam. Tu się na tym przewiozłam, a właściwie zatrzymałam.
No, ale jak już opanuję te swoje członki, to jeździ mi się
nieźle. Wreszcie rozumiem, czemu motocykliści, choć jest ich więcej niż w Polsce, nie
przepychają się tak bardzo między samochodami. Po prostu jest za ciasno. Pasy
są dość wąskie, a samochody dominują te w rozmiarach amerykańskich. Autobus
koła ma na liniach wydzielających pasy, więc zachodzi na tor jazdy obok. Auta
mijają się na grubość lakieru i trzeba po prostu uważać. Dziś z szerokim uśmiechem
na ustach włączałam się do ruchu z kciukiem wystawionym przez okno. Wszyscy tak
robią, ale dla mnie, kierowcy z Polski była to taka frajda, jakby mi się udało
zjeść po kryjomu cukierka. Niewiarygodne, że to działa. Nie musisz się nawet
oglądać, po prostu wystawiasz kciuk i jedziesz.
Jedyne, co mi przeszkadza, to fotoradary. Poustawiane są w
całym mieście najczęściej tuż za zjazdem z górki i fotografują pojazdy z tyłu,
więc nawet motocykl nie umknie. A trzy mandaty oznaczają tu utratę prawa jazdy,
więc lepiej się nie rozpędzać. Ciekawe jak by się takie rozwiązanie sprawdziło
na „polskich dróżkach”?