czwartek, 12 lutego 2015

Sylwestrowa noc



Tak było w dzień :)
Bardzo byłam ciekawa, jak się tu imprezuje w Sylwestra. Już dawno odkryłam, że "tubylcy" zbyt dużo nie tańczą. Ale jak im o tym mówię, to zarzekają się, że to tylko w Kurytybie, a w innych częściach kraju tańczy się dużo. No cóż, z relacji naszego kolegi wynika, że tutaj nawet w klubach nocnych i dyskotekach trudno o tańczących.
Tym bardziej zżerała mnie ciekawość, jak będzie wyglądała sylwestrowa noc. Nie udało się nam spędzić jej na plaży, bo to właśnie tam wszyscy się udają, więc obłożenie i ceny w hotelach są kosmiczne. My byliśmy z przyjaciółmi w ośrodku wypoczynkowym w środku dżungli, a właściciele zorganizowali dla nas pyszną kolację, muzykę na żywo i pokaz sztucznych ogni. Jednak nikt nie tańczył. Przesiedzieliśmy wieczór za stołem jedząc i pijąc i choć towarzystwo było doborowe, a szampan zimny, to ja dziękuję za takie powitanie Nowego Roku. Takie "bale" to my w Polsce od niechcenia wydajemy ;)

Ale Brazylijczycy mają kilka ciekawych zwyczajów związanych z tą szczególna nocą. Przede wszystkim wszyscy ubierają się wtedy na biało (dopuszczalny jest również żółty). Sklepy zawalone są w grudniu białymi sukienkami, więc i ja się w taką ubrałam. Na plaży zapala się pochodnie, a o północy wszyscy wchodzą do wody, żeby przeskoczyć przez 7 fal na szczęście. Przed ósmą trzeba jednak uciec!
Wyobrażacie sobie jak to wygląda w praktyce? Dziki tłum na plaży i w wodzie, ciasno i ścisk. Każdy pije i każdy wbiega do wody, żeby się w niej załatwić. W założeniu to bardzo romantyczny i fajny obrazek i na pewno w przyszłym roku spróbuję być jego częścią ;)


A tak było w nocy :)



poniedziałek, 9 lutego 2015

Caverna do Diabo - Jaskinia Diabła



Pierwsza z relacji z naszych około-świątecznych wycieczek dotyczy największej jaskini w stanie Sao Paulo. W miejscowości Eldorado spędziliśmy tydzień po świętach, w tym Sylwestra. Takich upałów jak tam, jeszcze nie przeżyłam, ale do tej pory nie mieszkałam w lesie atlantyckim, czyli tej prawie-dżungli rozciągającej się wzdłuż połowy brazylijskiego wybrzeża. Było wyjątkowo ciepło i parno. Większość czasu spędziliśmy w basenie, popijając chłodne napoje. Pierwszy wypad zrobiliśmy właśnie do Jaskini Diabła.


Oficjalnie odkryta w 1891 roku, okolicznej ludności była znana już wcześniej. Bez względu na porę roku panuje tam czternastostopniowa temperatura, więc tubylcy używali jaskini jako lodówki. Niestety często znajdowali jedzenie rozrzucone i przypisywali to działaniom diabła. Tak samo jak dochodzące z wnętrza "szepty". Tak więc wchodzące w szkodę dzikie zwierzęta i płynąca przez jaskinię szumiąca rzeka przyczyniły się do powstania jej nazwy.

Zwiedzający mogą wchodzić do groty w małych grupach i tylko z przewodnikiem. Choć odkryto do tej pory 6500 metrów jaskini, turyści mogą zobaczyć zaledwie 700 metrów. Za to naprawdę jest co oglądać. Pięknie podświetlone stalaktyty, stalagmity i inne wapienne formacje naprawdę robią wrażenie i aż żałuję, że nie udało mi się zrobić zbyt wielu ostrych zdjęć.








Najwyższy z tych stalagmitów ma 18 metrów!





Przygotowanie trasy dla zwiedzających trwało 1,5 roku. W tym czasie zainstalowano specjalne oświetlenie oraz zbudowano ścieżki i schody.





piątek, 6 lutego 2015

Piękna Gladys


Siedziałam sobie w zeszłym tygodniu na kawce u sąsiadki, kiedy odwiedziła ją koleżanka. Gladys, a właściwie, zgodnie z tutejszą wymową, Gladzis na pierwszy rzut oka wygladała na wysportowaną czterdziestkę. Z tych co to mają świetną figurę i mało zmarszczek, ale po spalonej słońcem skórze można się zorientować, że to już nie podlotek.
W sumie to i tak jestem zaskoczona, że ją tak trafnie oceniłam wiekowo, ponieważ Gladzis zrobiła sobie operację plastyczną i teoretycznie powinna wyglądać młodziej. Przyznam, że jej opowieści słuchałam z zapartym tchem, bo to dla mnie egzotyka.
Moja nowa znajoma odessała sobie tłuszcz. Operacja polegała na usunięciu tkanki tłuszczowej z brzucha, ud a nawet pleców oraz zszyciu mięśni brzucha, które u każdej kobiety po ciąży przypominają elipsę. W tym celu rozcięto jej skórę od biodra do biodra, zrobiono, co trzeba a później zszyto po wcześniejszym wycięciu nadmiaru skóry. Blizna jest gruba i wielka, ale ukryta na linii bikini, za to właścicielka nowego płaskiego brzucha jest zachwycona kreacjami, jakie może teraz nosić.
Oczywiście zasypałyśmy ją pytaniami. Otóż przez miesiąc po operacji śpi się tylko na plecach. Skóra jest zbyt luźno powiązana z mięśniami, żeby ryzykować jej przemieszczenie na któryś bok. Przez pierwsze dwa tygodnie nie można się nawet wyprostować, żeby nie porozrywać szwów.
Odessany tłuszcz jest rewelacyjny jako wypełniacz biustu, pośladków i zmarszczek. Przecież organizm go nie odrzuci, bo to jego własny materiał. Gladzis planuje powiększyć biust, ale już wypełniła bruzdy na czole i wokół ust. Muszę przyznać, że efekt jest widoczny, bo przy takiej ilości kurzych łapek reszta twarzy prezentuje się idealnie gładko. To wszystko kosztowało ją do tej pory 13600 R$.
Przyznam, że przez chwilę miałam pokusę. Bardzo chętnie przełożyłabym sobie tłuszcz z brzucha na pośladki, ale za taką cenę zabieg powinien być dużo mniej inwazyjny. Przynajmniej w moim odczuciu, bo cena tej operacji jest niska jak na europejskie warunki. Rozumiem, że radocha z idealnej figury jest bezcenna, ja się jednak nie zdecyduję. Na operację oczywiście. Nie dam się pochlastać od ucha do ucha, nie zrobię z siebie inwalidki na kilka tygodni, które zresztą spędzę na ketonalu, żeby założyć sukienkę z prześwitującymi wstawkami w talii.
Może kiedyś wystarczy mi determinacji, żeby wyrzeźbić się na siłowni.

środa, 4 lutego 2015

Takie kwiatki ;)


Wspominałam już, że lubię Brazylijczyków? Na pewno. Trudno ich nie lubić, skoro są ciepli i serdeczni i lubią się bawić. Ale nie są bez wad, bo nie ma ludzi idealnych. Mają kilka zachowań, które co najmniej zaskakują, czasem śmieszą, a czasem przerażają.
Przede wszystkim plotkują na potęgę i dotyczy to obu płci. Ponieważ maluchami w towarzystwie zajmują się wszyscy dorośli, nie tylko rodzice i wszyscy się nimi opiekują, nawet jeśli sami nie mają dzieci, zauważyłam, że wyjątkowo umiejętnie z roczną córeczką sąsiadów postępuje jej tata chrzestny. Podzieliłam się tym spostrzeżeniem z mamą dziewczynki i wtedy dowiedziałam się wszystkiego nawet nie pytając i prawdę mówiąc nie chcąc posiadać tej wiedzy. Otóż ten mężczyzna wychowuje ze swoją żoną jej dwójkę prawie już dorosłych dzieci z poprzedniego małżeństwa. Niestety sam jest bezpłodny i przez to jego partnerka poroniła już trzy razy. Bardzo lubię tego gościa. Jest ciepły, życzliwy i zrównoważony i naprawdę nie musiałam wiedzieć tego wszystkiego. To prywatna sprawa tego małżeństwa. Ale tutaj trudno o prywatność. Jak już się czymś z kimś podzielisz, to wszyscy wiedzą i trzeba się z tym liczyć. U Pabla w pracy też plotkują na potęgę, stąd musimy w kontaktach służbowych być świętsi od papieża - owszem przekłada się to na całą rodzinę. Nie możemy dać powodów do plotek, powinniśmy świecić przykładem! Czasem o to trudno, kiedy alkohol leje się strumieniami, wszyscy są tacy szczerzy i serdeczni, ale... No właśnie dochodzimy do następnego "ale". W tym kraju "damy" nie piją. Na wszystkich imprezach, kiedy już nastąpi podział na część damską i męską przyjęcia, panowie piją niesamowite ilości piwa, wina lub mocniejszych alkoholi. "Damy" siedzą przy dzieciach i sączą coś niskoprocentowego, żeby potem odwieźć mężów do domu. Dla mnie takie przyjęcia są męczące. Siedzenie z koleżankami przy kawie ma sens, jak się rozumie, co mówią. No i gdybym jeszcze mogła włączyć się do rozmowy... Bez znajomości języka tyle mojego, co się chociaż trochę wina napiję ;)
Z tym piciem, to mężczyźni chyba jednak mają problem. Mimo że przepisy nie dopuszczają żadnych promili we krwi kierowcy, to policja nie jest w stanie tego sprawdzić, a ludzie szczególnie po nocy jeżdżą na dwóch gazach. Jeden z Pabla pracowników po służbowej imprezie wsiadł za kierownicę, mimo że do auta dożeglował "halsując". Nikt z tym nic nie zrobił! Doszłam do wniosku, że nie będziemy ryzykowali i wracali własnym autem z wieczornych imprez, będziemy korzystali z taksówek. Również dlatego, że w nocy miasto pustoszeje i robi się niebezpieczne. A każdy kierowca, trzeźwy czy nie, ma wymówkę, żeby nie zatrzymywać się na czerwonym świetle, bo przecież mógłby zostać napadnięty. Wiem, że zagrożenie jest realne, ale jakoś odechciewa mi się podejmowania ryzyka zderzenia na każdym skrzyżowaniu.

Moim ulubionym kwiatkiem jest ten ich cały machoizm. Ostatnio nasz kumpel-prawnik, przeuroczy i zabawny facet przyszedł na grilla bez żony. Po jego wyjściu zostałam natychmiast poinformowana, że nasz znany z ułańskiej fantazji i jazdy "pod wpływem" kolega dał się złapać kilkukrotnie za nadmierną prędkość. Wszystkie mandaty kazał brać na siebie swojej żonie. Efekt jest taki, że biedna kobieta musiała robić trzydniowy kurs doszkalający, żeby nie stracić prawka. Sobota i niedziela po 12 godzin i jeszcze w poniedziałek 6 godzin! On się w tym czasie byczył z nami, tyle że mniej niż zwykle pił i pojechał po nią wieczorem. Ja się dziwię, że on jeszcze żyje ;)
A największy macho, jakiego znamy, to nasz sąsiad. Ten to czasem odezwie się do żony tak, że w łeb powinien dostać. To taki pan kierownik w towarzystwie, co to trzyma nas w kupie i organizuje nam czas wolny. Trudno mu przy tym odmówić uroku i dobrej woli, po prostu tak ma. On większość męskich spraw omawia z Pawłem. Kilka razy udało mi się go zirytować żartami o mężczyznach. Ale ostatnio zasłużyłam sobie na jego podziw, bo coraz lepiej mówię po portugalsku. Do Pabla zawsze zwraca się po angielsku, do mnie już zazwyczaj w lokalnym języku.
A w niedzielę, po imprezie zobaczyliśmy go stojącego w dziecięcym basenie na tyłach jego domu, kiedy jego żona karnie szorowała mu plecy. W końcu obrobiła już dwójkę dzieci, to i jego może.
Oby tylko mój chłop nie nauczył się takiego zachowania przez te kilka lat, bo powrót do rzeczywistości bywa bolesny.