poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Nieustająca festa
Weekendy są fajne, bo można poimprezować. Codzienne zawożenie Małej do szkoły, przywożenie z powrotem, lekcje portugalskiego, pranie, sprzątanie, prasowanie są po prostu nudne. Dopiero w weekend ludzie się aktywizują, wychodzą z domu czyli z mojego punktu widzenia: coś się dzieje!
Uwielbiam, kiedy coś się dzieje. W piątek odbyło się zebranie zarządu mojego klubu. Zaprosiłam dziewczyny do siebie i przygotowałam lunch. To było wyzwanie, bo miałyśmy pracować i jeść jednocześnie, czyli w grę wchodziły głównie przystawki. Trochę się napracowałam, ale goście byli zadowoleni.
Jeszcze tego samego dnia wieczorem gościliśmy dwie pary i ich córki. Dziewczynki chodzą z Małą do jednej klasy i zostały u nas na noc. Dzięki temu mogliśmy posiedzieć z ich rodzicami trochę dłużej. Jeden model przydźwigał ze sobą wielki głośnik, bo akurat kupił sobie nowy mikrofon i chciał pośpiewać. I śpiewaliśmy wszyscy razem w środku nocy, choć nikt z nas nie grzeszy dobrym słuchem czy głosem. Serdecznie współczuję sąsiadom.
Przykrą niespodzianką była tylko pobudka, bo dzieciaki nie chciały dłużej pospać i o siódmej zaczęły harcować.
Na sobotę zaprosiła nas moja przyjaciółka na grilla. Rano ogarnęłam cały dom i pojechaliśmy na kolejną imprezę pod hasłem "Dzień Mojito". Lubię imprezy tematyczne ;-) ;-p
Jak zwykle nasze stare sprawdzone towarzystwo było gwarantem dobrej imprezy. Nie przewidziałam tylko, że na niedzielę wszyscy umówią się na kolejnego grilla.
Tak więc kolejny spędziliśmy jedząc i pijąc, ale tym razem wzbogaciłam się o dwa rewelacyjne przepisy. Jeszcze trochę i będę mogła otworzyć bloga kulinarnego!
Wczoraj w Brazylii obchodziliśmy Dzień Ojca i stąd tyle imprez. W zeszłym roku byliśmy na tę okoliczność w ładnym hotelu z dużym parkiem, ścieżkami zdrowia i basenem. Teraz też było miło i dobrze się bawiłam, ale jestem zmęczona. Pewnie się starzeję ;)
Jestem ledwo żywa i nie czuję się dobrze. Mam kłopoty z koncentracją i jestem po prostu śpiąca. Już od dawna noszę się z zamiarem zmiany diety. Ograniczyłam mięso, alkohol i wciąż walczę ze słodyczami, jem więcej produktów alkalizujących. Ale może pora na jakieś bardziej zdecydowane kroki. Może weganizm? No cóż, Brazylia to nie najlepsze miejsce na rozstanie z mięsem, ale przynajmniej nie będę tu tak marzła na diecie jak zdarzało mi się w Polsce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz