niedziela, 31 sierpnia 2014

Bosque do Papa, czyli memoriał polskiej imigracji

Wciąż szukam Polaków w Kurytybie i na razie nie odniosłam większego sukcesu. Poznałam dwie starsze panie mówiące po polsku. Ich rodzice wyemigrowali z Polski, a one urodziły się już tutaj. Niestety ze świecą szukać takich ludzi, którzy jeszcze pamiętają nasz język. Nawet internetowa strona polskiej mniejszości w Kurytybie jest napisana po portugalsku. 

Postanowiliśmy zwiedzić pomnik polskości w naszym nowym mieście, czyli tutejszy skansen dedykowany naszym rodakom. Znaleźliśmy kilka starych chat zbudowanych przez pierwszych polskich osadników, a w nich drewniane sprzęty. Jedna z chat została pomalowana na biało i miała swojsko urządzone wnętrze: meble, piernaty i ludowe stroje w szafie sprawiły, że ciepło zrobiło mi się na sercu. Ale to był jedyny taki akcent. 
Jeden z budynków poświęcono Matce Boskiej Częstochowskiej. W gablotach i na ścianach pełno było zdjęć i reprodukcji tego znanego obrazu. Drugi przerobiono na kaplicę wypełnioną pamiątkami po polskim papieżu. Jan Paweł II odwiedził to miejsce w czasie swojego pobytu w Kurytybie w 1980 roku i to jemu park zawdzięcza swoją nazwę. A ja odniosłam wrażenie, że czas się w tym miejscu zatrzymał i to w latach osiemdziesiątych właśnie. Jedną z chatek przerobiono na sklepik z pamiątkami. Pełno tam jest pięknych pisanek, małych szkatułek i rosyjskich! babuszek. Reszta asortymentu jest tak odpustowa, że aż zęby bolą.
W każdym wnętrzu, nawet w sklepie był zakaz fotografowania, choć w moim odczuciu bezzasadny i anachroniczny.
Weszliśmy też na obiad do kawiarni. Zaskoczył mnie ogromny wybór ciast i ciastek. W menu było sporo polskich dań: bigos, gołąbki, pierogi ruskie, barszcz i kilka innych. Pizze miały nazwy polskich miast, nawet hamburger nazywa się tam "Krakovia". Miło było popatrzeć na tak bogate menu, szczególnie że mieli też jego wersję angielską, co w Brazylii nie jest częste. Zamówiliśmy frytki dla Małej, sałatkę dla mnie, wspomnianego już hamburgera i gołąbki. Frytki były pyszne! Ziemniaki mają w tym kraju rewelacyjne. Sałatka też mi smakowała, ale hamburger i gołąbki już nie. Nie dziwię się, że polskie jedzenie nie znajduje tu amatorów, ja sama się zniechęciłam do polskich dań po tym posiłku. Wiem, jak trudno ugotować coś tradycyjnego z lokalnych składników, ale nie jest to niemożliwe. 
Mam ambiwalentne uczucia po tej wycieczce. Z jednej strony cieszę się, że jest takie typowo polskie miejsce w Kurytybie. Rozumiem, że docelową grupą klientów są ludzie starsi i religijni i bardzo źle się czuję z tym, że mi się nie podobał pomnik mojego kraju na drugim końcu świata. Powinnam się cieszyć, że w ogóle tu jest. 
Ale ja przyjechałam z Polski nowoczesnej i pięknej, pełnej "chłopskich" restauracji z pysznym tradycyjnym jedzeniem! W moim kraju folk jest modny, obecny na ubraniach i akcesoriach, a nawet we wnętrzach. Mamy taką wielość pięknych i często tanich produktów "ludowych", że jest w czym przebierać. Nie chcę, żeby moja ojczyzna kojarzyła się z badziewnymi ozdobami świątecznymi, religią i kiepskim żarciem. Chciałabym, żeby Brazylijczycy polskiego pochodzenia zatęsknili za krajem swoich dziadków, który teraz jest lepszym krajem do życia niż Brazylia.
Kopernik

Jan Paweł Groźny ;)

Polska chata, tylko te rośliny trochę z innej bajki :))

Beczka do kwaszenia kapusty. Szkoda, że ten przysmak nie przyjął się tu na stałe.

U nas szpary uszczelniało się sianem. Tu współcześni poutykali kartony. Zapewne pierwsi mieszkańcy tych domów woleli mieć trochę przewiewu w tym upalnym klimacie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz