wtorek, 24 marca 2015

Trening czyni mistrza

Ten wyświechtany frazes przypomniał mi się dziś na rolkach. W końcu święta za pasem, szum sąsiedzkich odkurzaczy zakłóca myśli i telewizor, do umycia mam prawie 30 okien i żeby tego nie robić, lepszej wymówki niż rolki nie znalazłam.

Mój znajomy z fejsa (idiotyczna kategoria znajomych, ale przez tą emigrację większość się do nich zalicza) jest pasjonatem rolek i kiedyś wrzucił na swoją tablicę taką oto fotkę:


Zainteresowałam się, bo nie cierpię biegać, a należałoby zrzucić co nieco z dupska. A tu taka laska, co to nie tylko nogi i pupę, ale nawet brzuch sobie na tych ośmiu kółkach wyrzeźbiła. Jaka szkoda, że moje ukochane dwa kółka nie mają takiego zbawiennego wpływu na sylwetkę. To pewnie przez ten silnik między nimi ;)
Przekonałam siebie i starego, że nie mogę żyć bez rolek, są mi niezbędnie potrzebne i co z tego, że dwa razy droższe niż w Europie, że teraz to ja będę codziennie jeździć, a za dwa miesiące zostanie ze mnie już tylko skóra, kości i same mięśnie! Aha! No przynajmniej taki był plan, a wyszło jak zwykle.
Okazało się, że nie mam problemu ze złapaniem równowagi i całkiem nieźle mi się jeździ pod warunkiem, że asfalt jest RÓWNY. No i dzięki Bogu za latarnie i drzewa przy ścieżce, bo bez nich nie umiałabym zahamować. Tak więc trzymam się skrajnej i gładkiej wstążki dla rowerzystów i mam gdzieś, że na mnie dzwonią. Gorzej, jak nawierzchnia się zmieni. Wtedy ćwiczę więcej mięśni niż dziewczyna z obrazka, bo również skrzydła. W końcu mi chyba wyrosną od tego młócenia powietrza.

Właściwie to się zastanawiam jaka cholera podszepnęła mi ten koszmarny pomysł z rolkami, co mi przyszło na "stare" lata? A potem przypominam sobie swoje pierwsze kroki na nartach. Pojawiły się w moim życiu jako nowinka wraz z ojczymem. Były tak samo jak on powiewem lepszego, bardziej wyrafinowanego świata. Broniłam się przed tym sportem rękami i nogami i to przez kilka sezonów, ale nadszedł taki dzień, kiedy już nie było gdzie uciec. A po kolejnych kilku sezonach białego szaleństwa od rana do nocy mogłam już jeździć na obozy narciarskie z dzieciakami jako pomocnik instruktora.
Na motocykl też nie wsiadłam od razu. Ile bólu kosztowało mnie opanowanie maszyny, wiem tylko ja. Przez kilka tygodni chodziłam posiniaczona, a od ciągłego "klamkowania" nie mogłam długopisu w palcach utrzymać. Ale takiej satysfakcji, jak z pokonania swoich fizycznych ograniczeń w nierównej walce z trzy razy cięższym jednośladem, nie miałam nigdy wcześniej ani później.

I tu dochodzę do kluczowego problemu: "Gdyby mi się chciało, tak jak mi się nie chce..." Mam gdzie i gdybym jeździła na rolkach codziennie, wkrótce byłabym jak ta bogini naszego parku, która prezentuje na deskorolce swoje bardzo kobiece kształty w legginsach i kusym topie uwydatniającym jej płaski brzuch. Za nią widać tylko burzę czarnych włosów no i ten tyłek... Nie ma mocnych, każdy jeden chłop gotów zaryzykować skręcenie karku, tak się ogląda. Ja też się oglądam i zazdroszczę.
To nie wszystko! Gdybym poza lekcjami uczyła się choć godzinę dziennie portugalskiego, mówiłabym już płynnie w tym języku. Ba! Podobno mam talent i dobrą pamięć, strach pomyśleć, co by było, gdybym przyłożyła się do każdego języka, którego się do tej pory uczyłam. Znałabym ich już pięć!
Gdybym przestała narzekać na swoje brzuszysko i wzięła się poważnie do roboty, już dawno robiłabym karierę jako fotomodelka lub selfiemodelka ;)
Idę przeczytać jeszcze jedną książkę o motywacji :)))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz