Przed wyjazdem pewna mądra osoba poradziła mi, żebym się nie martwiła, że brazylijskie społeczeństwo nie jest wykształcone, bo na pewno znajdę tu ludzi, z którymi nawiążę nić porozumienia mimo braku edukacji. Jednym słowem bałam się, że będę skazana na prostaków i matołów spod przysłowiowej budki z piwem. Oczywiście nie jest aż tak źle, a Brazylijczycy są ciepłymi i serdecznymi ludźmi lubiącymi zabawę, jedzenie i picie. Imprezowo nie mam do nich większych zastrzeżeń.
Nie da się jednak ukryć, że odsetek ludzi po studiach wciąż w Polsce rośnie i jest dość wysoki nawet na tle zachodniej Europy. Ja do tego wychowałam się w dużym mieście, gdzie kina, muzea i teatry miałam na wyciągnięcie ręki. Swojego czasu często chodziłam do opery, a co roku na Warszawski Festiwal Filmowy. Dużo czytam. W Polsce czytałam co najmniej jedną książkę tygodniowo, tu trochę mniej z braku lektur w rodzimym języku.
Zaczyna mi doskwierać, że nie bardzo mam o czym z ludźmi rozmawiać. Na początku nie było to problemem, bo cieszyłam się, jak mi się udało z kimkolwiek zamienić choć jedno zdanie. Teraz patrzę, coraz szerzej otwieram oczy i dolewam sobie wina, żeby przetrwać kolejną imprezę.
W sobotę zrobiliśmy grilla dla naszych przyjaciół i sąsiadów. Nic niezwykłego, wspólne popołudnie jak zwykle. Jednak tym razem nie piłam i zabrakło mi "dystansu" ;) Oczywiście wszyscy przyszli spóźnieni co najmniej godzinę i prawie natychmiast rozdzielili się na dwie grupy. Mężczyźni stali na ulicy zamiast usiąść z nami. Teraz już mogę rozmawiać z dziewczynami, więc zostałam z nimi przy stole. Wynudziłam się jednak jak mops, bo ile można słuchać, jacy to niedobrzy są ich mężowie! Nikt ze znanych nam tu ludzi nie czyta książek, do kina chodzą tylko z dziećmi na kreskówki. Muzeum widzieli z zewnątrz, a przecież część tego towarzystwa jest po studiach.
O kulturze Brazylii, polityce, muzyce czy historii wiedzę czerpię od mojej nauczycielki. Ta starsza pani wprowadza mnie nie tylko w tajniki języka i jestem jej za to wdzięczna, nawet jeśli czasem nie jestem zainteresowana lub głowa mi pęka z nadmiaru skomplikowanych portugalskich zdań.
Dziś w ramach konwersacji opowiadałam jej o sobotniej imprezie i o tym, jak bardzo mnie wkurza ten podział na płcie. Miała świetną pointę. Jej zdaniem takie zachowanie świadczy o niedojrzałości i jest typowe dla małych dzieci, które na pewnym etapie rozwoju nie potrafią się bawić wspólnie. Wypisz wymaluj moja siedmioletnia córka, która unika chłopców jak ognia, bo "są głupi"! Ubawiłam się tym porównaniem i przypomniały mi się nasze spotkania z sąsiadami w Polsce. Zawsze siedzimy wszyscy razem przy stole lub na kanapach i rozmawiamy o wszystkim. Narzekanie na mężów i porównywanie osiągnięć naszych dzieci pozostawiamy na babskie spotkania przy kawie. I nie będę ściemniać, że analizujemy aktualny repertuar teatralny czy żywo dyskutujemy na tematy polityczne. Oczywiście że plotkujemy, ale polecamy sobie również filmy (nie tylko najnowsze), restauracje lub lokalne wydarzenia kulturalno-sportowe.
Jestem rozczarowana Brazylijkami. Ostatnio zaprosiłam koleżanki Małej do nas do domu. Jedna z mam została ze mną na całe popołudnie. I to ta najpiękniejsza i najsympatyczniejsza z mam w naszej klasie. Ależ ja się umęczyłam. Nie dość, że pół dnia gadania po portugalsku przeciążyło mi styki, to jeszcze nie potrafię powtórzyć słowa z naszej rozmowy o niczym. Przez chwilę miałam nadzieję, że zaiskrzy, kiedy okazało się, że J. jest fanką organicznego jedzenia (to się tu raczej rzadko zdarza ;) ), ale kiedy zadawała mi pytania i nie słuchała odpowiedzi, straciłam nadzieję.
To nie znaczy, że wszystkie bogate i piękne są głupie, bo nie są. Prawdopodobnie to mnie ogranicza moje wychowanie i pochodzenie, bo najłatwiej mi porozumieć się z tymi, które mówią po angielsku czyli mieszkały choć trochę za granicą. To szokujące, jak wielką zmianę czyni w człowieku parę lat z dala od domu. Większa tolerancja, otwarty umysł, nawet poczucie humoru staje się bardziej uniwersalne. Czy ja też już się tak zmieniłam?