![]() |
Typowy brazylijski strój fitness w wersji promowanej przez producenta :) |
Zapisałam się wreszcie do klubu fitness. Całe życie chodziłam na wszelkiego rodzaju "fikołki" i bardzo lubię tą formę aktywności. Nie jestem fanką biegania, szczególnie w środku zimy, ale tu porządnej zimy nie ma. Dlatego przez ostatni rok prawie codziennie chodziłam do parku.
Niestety park, choćby nie wiem jak duży w końcu staje się monotonny, więc dałam się przekonać swoim nowym koleżankom expatkom do ich klubu fitness.
Dziś poszłam się zapisać. Oczywiście nikt nie mówi po angielsku, więc natychmiast poczułam się rozgrzeszona, że nie zapisałam się wcześniej. Kilka miesięcy temu po prostu nic bym nie zrozumiała. No a grafik zajęć i ich zasób nie pokrywają się z informacjami na stronie internetowej. Kto by sie tam bawił w aktualizowanie strony... Drobiazg! Ważne, że spinning, na który się wybrałam jakimś cudem się odbywał o tej właśnie porze.
Jak przystało na stałą bywalczynię klubów fitness, wzięłam ze sobą ręcznik i buty na zmianę. W szwedzkim klubie buty zdejmowało się już przy wejściu i boso zasuwało do szatni. W Polsce aż tak drastycznie nie było, ale część z szatniami była wydzielona i wykluczała chodzenie po siłowni w buciorach z ulicy. Tu nikt o to nie dba. Dziewczyny przychodzą na zajęcia już ubrane, zwarte i gotowe i nikt nikomu dupy nie truje o szczegóły. Trener również na luzie, bo choć ubrany na sportowo, to nie pokusił się, żeby choć raz wsiąść na rower.
Brazylia to taki właśnie kraj pełen ludzi uśmiechniętych, rozrywkowych i tolerancyjnych. Tu wszyscy mają czas i dystans do siebie i innych. Nie wiem, czy kiedykolwiek się tego nauczę.
Najbardziej się cieszę, że na zajęciach spotkałam dwie koleżanki Szwedki. Trochę poplotkowałyśmy, umówiłyśmy się na jutro i przez chwilę poczułam, jakbym miała jakieś "social life".
Z resztą to życie tutaj wreszcie zaczyna przypominać normalne życie. W sobotę idziemy na wybory!
![]() |
A to rzeczywistość :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz