sobota, 20 czerwca 2015

Wakacje - do zobaczenia za miesiąc



Niedługo zaczynają się ferie zimowe w brazylijskich szkołach. W szkole amerykańskiej już zaczęły się wakacje i moje koleżanki rozjechały się po świecie. Każda z nas marzy przez cały rok o tych kilku tygodniach spędzonych w domu, wśród rodziny. Tym bardziej zaskoczyła mnie Elisabet poranną wiadomością. Od tygodnia jest już w Islandii i chciała wiedzieć, co u mnie. Popłakałam się ze wzruszenia. Nie wiem, czy ja po tygodniu pobytu w Polsce w ogóle pomyślę o zostawionym tutaj życiu. Pewnie wyłączę się kompletnie i będę całą sobą chłonęła każdą chwilę spędzoną z tymi, za którymi tak tęsknię. Ale Elisabet o mnie nie zapomniała.

Stało się coś dla mnie niesamowitego. Nadal bardzo tęsknię za moją ukochaną siostrą, za ploteczkami z sąsiadkami i kieliszkiem wina na tarasie w moim małym ogródku. Ale naprawdę żyję tutaj, to już nie jest wegetacja. Poznaliśmy mnóstwo ludzi, nauczyliśmy się języka. Nie jesteśmy już skazani na jednych (choć wspaniałych) sąsiadów, weekendowy grafik mamy wypełniony po brzegi, zupełnie jak w Polsce. I mam tu swojego rodzaju "grupę wsparcia": expatki, które jadą na tym samym wózku i dbają o siebie nawzajem. Od sierpnia będę też miała zajęcie w postaci redagowania klubowej gazetki.
Moje dni już nie ograniczają się do kanapy i telewizora pomiędzy wypadami do szkoły po dziecko i z powrotem. Codziennie chodzę na siłownię, biegam po parku, czasem wyskoczę do kosmetyczki lub na lunch z dziewczynami. Nie mam pracy, ale się nie nudzę i wreszcie opuściło mnie uczucie, że marnuję czas i swoje życie. Małymi krokami odnalazłam się na drugim końcu świata i nikt mi tego nie odbierze, w pewien sposób urosłam, rozwinęłam się i tylko czasem nachodzi mnie refleksja: O rany, ale dziwnie! Właśnie siedzę i plotkuję ze swoją manikiurzystką, jak gdyby nigdy nic. A przecież ludzie tu mają inny odcień skóry, mówią po portugalsku i mają zimę w czerwcu a wakacje w grudniu! Wszystko jest takie inne i takie... normalne.

Za 4 dni wsiadamy do samolotu do Polski i spędzimy tam trzy tygodnie. Naładuję baterie na następny rok. Zapewne nie będę miała czasu ani ochoty pisać bloga, ale kto wie? I tylko mam nadzieję, że wrócę do Kurytyby w dobrym nastroju, a nie załamana, że znów musiałam zostawić wszystkich, których kocham. A nawet jeśli, to liczę na to, że tym razem podniosę się szybko. Przecież będę miała Elisabet.

Życie to ciągłe upadki i tylko od nas zależy, jak się z nich podnosimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz