poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Club Med Itaparica



Korzystając z długiego weekendu i z zaproszenia naszych przyjaciół, wybraliśmy się razem z nimi na tygodniowe wakacje na północy Brazylii. Jak do tej pory nie miałam okazji odwiedzić tych najcieplejszych stanów mojego nowego kraju, a szczególnie Bahia, której stolicą jest Salwador słynie z pięknych plaż i jest częstym celem rodzinnych wczasów.
My wykupiliśmy sobie pobyt w ośrodku Club Med na wyspie Itaparica. Kto zna tę sieć hoteli, wie, że są warte swojej ceny. Dla nas największym wabikiem był Mini Club, w którym dzieci mogą się bawić od rana do nocy, dając rodzicom chwilę oddechu. Na miejscu zastaliśmy wielki basen w otoczeniu palm, korty tenisowe, pole golfowe, nowoczesną siłownię, wielką instalację do akrobacji cyrkowych, mały basen dla najmłodszych, halę do gry w kosza, stanowisko do strzelania z łuku, a na plaży można było wypożyczyć łódkę. To, alkohole i wszystko inne w cenie "All inclusive".
Nasza Mała nie od razu zakochała się w zajęciach zorganizowanych. Zdecydowanie wolała siedzieć z nami w basenie niż bawić się z innymi dziećmi, więc chodziła tylko na zajęcia cyrkowe na trapezie i na strzelanie z łuku. Rozkręcała się dopiero na wieczornych podchodach, więc dołączała do dzieci w drugiej turze zabaw o 19:30, ale to nam dało trochę pola do manewru ;)
Czasem nasze marzenia się spełniają i sami o tym nie wiemy. Kiedy zobaczyłam te palmy, a między nimi leżaki i basen z widokiem na ocean, zrozumiałam, że właśnie spełniło się moje o egzotycznych wakacjach. Byłam zachwycona i chciałabym tam jeszcze wrócić.








To, co zaskoczyło mnie najbardziej, to obsługa hotelu. Cały sztab ludzi właściwie tam mieszkał. Nie mówię oczywiście o pracownikach restauracji, recepcji, czy o sprzątaczkach. Mnóstwo innych osób dbało tam o naszą rozrywkę. Aqua aerobic i zumba posiadały swoją oprawę, każda atrakcja sportowa miała co najmniej jedną osobę do obsługi, samymi dziećmi zajmowało się chyba z dziesięcioro ludzi. Wieczorem wszyscy oni robili dla nas show na scenie. Tańczyli i śpiewali lub rozbawiali nas do łez, a po zakończeniu przedstawienia rozkręcali imprezę w barze. W ciągu dnia jedli z nami posiłki dosiadając się do stolików wczasowiczów, więc wszystkich ich znaliśmy z imienia i wiedzieliśmy o sobie nawzajem cokolwiek. To było dla mnie nowe doświadczenie, bo przyzwyczajona jestem do obsługi profesjonalnej, ale raczej bezosobowej i zdystansowanej. Tu poczułam się prawie jak na koloniach!
Trochę tylko żałowałam, że z ośrodka nie dało się wyjść samodzielnie. Ale może to i lepiej... Sama wyspa nie urzeka, tamtejsza zabudowa wręcz straszy i wszędzie jest brudno. Dostać się na Itaparicę można promem z Salwadoru i już w czasie tej podróży człowiek siedzi jak na szpilkach. Tabun czarnoskórych ludzi na pokładzie prawie siada sobie na głowie, a pomiędzy nimi przepycha się mnóstwo sprzedawców wszystkiego. Do tego uraczono nas małym poetyckim przedstawieniem bardzo wątpliwej jakości i muszę przyznać, że się bałam. Ciekawostką jest, że pływy w tym miejscu są tak duże, że promy nie są w stanie poruszać się w nocy, a i rano niezbyt wcześnie jest to możliwe. Z resztą wyspa otoczona jest kamiennym wałem, jakby odchodząca woda ściągnęła za sobą skały, ale już ich nie nanosiła z powrotem. Dlatego dość daleko od brzegu jest wciąż płytko i nie ma fal. Za to przedostać się przez ten wał nie jest łatwo i stąd nazwa wyspy, która w języku Indian oznacza kamienny mur.







czwartek, 14 kwietnia 2016

Leblon, czyli Rio III


Ipanema. Po prawej Leblon, po lewej stronie góry favela
Najbardziej znana plaża w Rio de Janeiro to Copacabana oczywiście. Jest długa i bardzo szeroka, a od pierwszej linii budynków oddziela ją dwujezdniowa droga z szerokimi chodnikami. Miejsca jest mnóstwo i dlatego to właśnie tam odbywają się wszelkie imprezy masowe takie, jak Sylwestrowa noc, Rock in Rio i inne koncerty.
Druga najbardziej znana plaża to Ipanema wzdłuż której rozciąga się najdroższa dzielnica Rio - Leblon. Już nie tak szeroka, ale za to bardziej "prestiżowa" i na pewno bezpieczniejsza jest lepszym wyborem dla turystów. To właśnie tam spędziłam weekend z koleżankami. Udało nam się znaleźć promocję w jednym z hoteli, więc się nie wahałyśmy, bo Leblon to najbezpieczniejsza dzielnica w mieście i mieszkają tu same gwiazdy i osobowości. Cóż, nawet gdybym się na jakiegoś celebrytę natknęła, i tak bym go nie rozpoznała, ale miło było móc wyjść z hotelu po zmierzchu i przespacerować się do restauracji bez ciągłego oglądania się za ramię.
Barów, knajp i restauracji w okolicy jest mnóstwo, ale trudno się wbić do którejkolwiek po godzinie 20-tej. A po 22-ej ludzie stoją już na ulicach, a hałas jest większy niż w ciągu dnia. Ponieważ nie udało się nam załatwić rezerwacji na wieczór, po prostu szłyśmy do wybranej restauracji. Musiałyśmy poczekać kilkadziesiąt minut przed wejściem, ale nie było to jakieś straszne uciążliwe oczekiwanie na ławeczce i z drinkiem w ręku. Niestety byłam zbyt zmęczona, żeby balować całą noc po dniu spędzonym na plaży. Kiedyś nie było to dla mnie problemem, a teraz... No cóż, nie jestem już nastolatką ;) Śmiałam się z przyjaciółkami, że stare już jesteśmy skoro kładziemy się grzecznie spać, kiedy hałas na ulicy dopiero zaczyna narastać.

Widok z okna hotelu

Instrukcja o chorobach przenoszonych drogą płciową, którą znalazłam w hotelu 
Zaskoczyło mnie bardzo plażowanie w Rio. Co kilkanaście metrów rozstawione są na piasku stanowiska z krzesełkami plażowymi. Koszt wynajmu to 6 reali za jeden dzień. Panowie z takiego "kiosku" donoszą tez na życzenie napoje, a rachunek reguluje się pod koniec plażowania. I to mi się bardzo podobało. Dużo mniej zabawne jest zagęszczenie. Nie rozumiem czemu, wszyscy musza siedzieć blisko wody, nawet jeśli rozkładają się sobie na głowach. Jeśli nie jesteś w stanie przyjść rano na plażę, połóż się te kilka metrów dalej. Połowa plaży była zawsze pusta, druga połowa zatłoczona do granic możliwości jest atakowana przez hordy sprzedawców wszystkiego. Ci z jedzeniem i piciem są najliczniejsi, ale od obnośnych handlarzy można kupić chusty, bikini, okulary, a nawet poduszki pod łokcie! Niestety wypoczynek w takich warunkach nie jest możliwy. Jakoś w końcu przyzwyczaiłam się do regularnych wrzasków nad głową, ale żeby się zdrzemnąć, trzeba by mieć stopery do uszu.
Najfajniejszy był ocean. Dość silny prąd podcinał nogi, a fale waliły z góry, więc żeby się pomoczyć i nie stracić przy tym majtek, trzeba było odejść kilka metrów od brzegu. Ale warto było! Błękitna i cieplutka woda orzeźwiała rewelacyjnie. Szczególnie drugiego dnia, kiedy prąd zabrał te wszystkie papiery, opakowania, kubeczki i całą resztę śmieci.


sobota, 9 kwietnia 2016

Biednemu się należy

Mamy na osiedlu jednego pana słusznych rozmiarów, który tutaj sprząta. Jest cieciem po prostu choć to młody facet jeszcze. Jest w nim coś, co mnie drażni i nie lubię gościa, mimo że mi nic złego nie zrobił. Ale upierał się, że będzie nam sprzątał podjazd i garaż za odpowiednią opłatą i denerwował się, że nie chcemy skorzystać z jego usług. W grudniu upomniał się u naszego sąsiada Polaka o prezent, bo podobno tu jest taki zwyczaj, że daje się "obsłudze" jakieś podarunki. Cóż, zauważyłam, że znajomi, nawet ci dalsi obsypują się drobiazgami na okoliczność Gwiazdki, ale nie wiem jak to jest z portierami. Z resztą samo upominanie się o prezent jest dla mnie zachowaniem bezczelnym. Zastanawiałam się, czemu nie wyskoczył z tym do nas, ale podejrzewam, że trochę boi się mojego męża.
Ostatnio ten sprzątacz przyszedł do mnie do domu z prośbą, żebym mu udostępniła hasło do swojego internetu, bo on sobie właśnie jakiś chip wymienił i chciałby go zarejestrować. Prośba, wygłoszona grzecznie, ale tonem raczej mało proszącym czy skrępowanym, trochę mnie zaskoczyła, ale nie znalazłam argumentu, żeby odmówić. No i teraz wystaje mi facet pod oknem i korzysta z sieci na mój koszt oczywiście. Biedny jest w końcu, należy mu się!
Nie chcę generalizować, bo znam biednych ludzi, którzy są uczciwi i życzliwi. Mnóstwo takich kobiet pracuje po domach moich sąsiadów i znajomych prowadząc ich gospodarstwo domowe i opiekując się ich dziećmi. Część z nich jest traktowana naprawdę podle.
Ale niestety takich, jak nasz cieć, są miliony. Dlatego od lat wygrywa skorumpowana Partia Pracy, bo zabiera bogatym w postaci bardzo wysokich podatków, a biednym daje za darmo prąd, wodę i płaci im zasiłki. Mnie szokuje ta roszczeniowa postawa i niechęć do rozwijania się. Tu, jak masz pracę, to jesteś zadowolony i nie próbujesz jej zmienić czy awansować.
Gdyby nasz sprzątacz przyszedł i powiedział, że nie stać go na abonament z internetem, a chciałby czasem sprawdzić wiadomości, to pewnie bym się zgodziła. Niepotrzebne by było udawanie, że akurat coś się dzieje z drzewem przed moim domem.
Pomagam  ludziom, jak mogę, głównie działając w klubie, bo mamy pod opieką dom dziecka i lokalny szpital położniczy. A panom pracującym na naszym osiedlu podrzucam często smakołyki. To i tak mało, bo powinnam dzielić się swoim "bogactwem" zatrudniając armię ludzi do pomocy w domu. Ciekawa tylko jestem, kto podzieli się ze mną.

piątek, 1 kwietnia 2016

Zika panika


Wirus Zika rozprzestrzenia się już nie tylko w tropikach. Klimat się ociepla, więc komar rozpanoszył się już w wielu strefach i dawno już nie ogranicza się tylko do Afryki, gdzie został odkryty w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Nie będę się rozpisywała o historii i szczegółach, bo nawet po polsku było ostatnio sporo publikacji na ten temat, mimo że przecież nasz kraj nadal leży poza "strefą rażenia". Niestety wiele plotek przyczyniło się do tego, że ludzie wpadli w panikę. Kiedy w środku zimy odwiedziłam Polskę byłam często pytana o to jak sobie radzimy, a ja głupia myślałam, że rozmówcy zainteresowani są obecnym kryzysem polityczno-ekonomicznym w Brazylii.
Co zaskakujące, Brazylijczycy podeszli do sprawy bardzo poważnie. Nawet tu, w Kurytybie, która z tropikami nie ma nic wspólnego.
Dlaczego wirus jest groźny? U większości chorych powoduje objawy podobne do grypy a powikłania są tak samo częste lub rzadkie (zależy od punktu widzenia) jak przy zwykłej grypie właśnie. Ale w grupie największego zagrożenia są przede wszystkim kobiety ciężarne, gdyż w wielu przypadkach zarażeń ich dzieci rodzą się z małogłowiem. I to jest rzeczywisty problem, na które władze mają genialne rozwiązanie: zalecane jest niezachodzenie w ciążę do 2018 roku!!!

Wirus przenoszony jest przez jeden tylko gatunek komara, dużego, czarnego i prążkowanego, tego samego, który roznosi dengę. To nie jest ten zwykły, szary komar ze zdjęcia powyżej, którego spotyka się powszechnie. Niestety również w naszym stanie znaleziono skupiska tych komarów, a ponieważ na wirusa Zika nie ma na razie szczepienia ani leku, władze wprowadziły wszelkie środki ostrożności. Zaleca się codzienne używanie repelentów i dbanie, aby w naszym najbliższym otoczeniu nie było choćby najmniejszych zbiorników ze stojącą wodą. Ponadto należy nosić ubrania z długimi rękawami i nogawkami ( powodzenia w te upały życzę ) i stosować siatki w oknie. Informacje te rozpowszechniane są na terenach osiedli, w szkołach a nawet w samolotach lądujących na terenie Brazylii. Wszystkie potencjalne siedliska komarów są regularnie opryskiwane i efekt jest taki, że było ich w tym roku naprawdę mało. Chętni do zwiedzania Brazylii, szczególnie tej środkowej i południowej mogą spać spokojnie zaopatrzywszy się po prostu w Off.
Tak przy okazji wszystkie repelenty wykupione zostały na pniu z supermarketów i można je dostać już tylko w aptekach w kosmicznej cenie.
No i oczywiście nie obyło się bez objawów histerii. Moja koleżanka opłaciła synowi trzydniową wycieczkę szkolną do nadmorskiej miejscowości, którą odwołano właśnie z powodu zagrożenia wirusem. Jak wiadomo wśród nastolatków pełno jest ciężarnych dziewcząt, więc szkoła nie podjęła ryzyka. Ku irytacji mojej przyjaciółki nie zwrócono jej pieniędzy, które zaliczono na poczet wycieczki w przyszłym roku. Ale jej już nie będzie wtedy w Brazylii.

Wszystkim przestraszonym zalecam zdrowy rozsądek. Będąc w ciąży nie pojechałabym do dżungli nawet gdyby Zika nigdy nie opuściła Afryki. Wszystkim innym, silnym i zdrowym życzę udanych wakacji w Brazylii.