czwartek, 14 kwietnia 2016

Leblon, czyli Rio III


Ipanema. Po prawej Leblon, po lewej stronie góry favela
Najbardziej znana plaża w Rio de Janeiro to Copacabana oczywiście. Jest długa i bardzo szeroka, a od pierwszej linii budynków oddziela ją dwujezdniowa droga z szerokimi chodnikami. Miejsca jest mnóstwo i dlatego to właśnie tam odbywają się wszelkie imprezy masowe takie, jak Sylwestrowa noc, Rock in Rio i inne koncerty.
Druga najbardziej znana plaża to Ipanema wzdłuż której rozciąga się najdroższa dzielnica Rio - Leblon. Już nie tak szeroka, ale za to bardziej "prestiżowa" i na pewno bezpieczniejsza jest lepszym wyborem dla turystów. To właśnie tam spędziłam weekend z koleżankami. Udało nam się znaleźć promocję w jednym z hoteli, więc się nie wahałyśmy, bo Leblon to najbezpieczniejsza dzielnica w mieście i mieszkają tu same gwiazdy i osobowości. Cóż, nawet gdybym się na jakiegoś celebrytę natknęła, i tak bym go nie rozpoznała, ale miło było móc wyjść z hotelu po zmierzchu i przespacerować się do restauracji bez ciągłego oglądania się za ramię.
Barów, knajp i restauracji w okolicy jest mnóstwo, ale trudno się wbić do którejkolwiek po godzinie 20-tej. A po 22-ej ludzie stoją już na ulicach, a hałas jest większy niż w ciągu dnia. Ponieważ nie udało się nam załatwić rezerwacji na wieczór, po prostu szłyśmy do wybranej restauracji. Musiałyśmy poczekać kilkadziesiąt minut przed wejściem, ale nie było to jakieś straszne uciążliwe oczekiwanie na ławeczce i z drinkiem w ręku. Niestety byłam zbyt zmęczona, żeby balować całą noc po dniu spędzonym na plaży. Kiedyś nie było to dla mnie problemem, a teraz... No cóż, nie jestem już nastolatką ;) Śmiałam się z przyjaciółkami, że stare już jesteśmy skoro kładziemy się grzecznie spać, kiedy hałas na ulicy dopiero zaczyna narastać.

Widok z okna hotelu

Instrukcja o chorobach przenoszonych drogą płciową, którą znalazłam w hotelu 
Zaskoczyło mnie bardzo plażowanie w Rio. Co kilkanaście metrów rozstawione są na piasku stanowiska z krzesełkami plażowymi. Koszt wynajmu to 6 reali za jeden dzień. Panowie z takiego "kiosku" donoszą tez na życzenie napoje, a rachunek reguluje się pod koniec plażowania. I to mi się bardzo podobało. Dużo mniej zabawne jest zagęszczenie. Nie rozumiem czemu, wszyscy musza siedzieć blisko wody, nawet jeśli rozkładają się sobie na głowach. Jeśli nie jesteś w stanie przyjść rano na plażę, połóż się te kilka metrów dalej. Połowa plaży była zawsze pusta, druga połowa zatłoczona do granic możliwości jest atakowana przez hordy sprzedawców wszystkiego. Ci z jedzeniem i piciem są najliczniejsi, ale od obnośnych handlarzy można kupić chusty, bikini, okulary, a nawet poduszki pod łokcie! Niestety wypoczynek w takich warunkach nie jest możliwy. Jakoś w końcu przyzwyczaiłam się do regularnych wrzasków nad głową, ale żeby się zdrzemnąć, trzeba by mieć stopery do uszu.
Najfajniejszy był ocean. Dość silny prąd podcinał nogi, a fale waliły z góry, więc żeby się pomoczyć i nie stracić przy tym majtek, trzeba było odejść kilka metrów od brzegu. Ale warto było! Błękitna i cieplutka woda orzeźwiała rewelacyjnie. Szczególnie drugiego dnia, kiedy prąd zabrał te wszystkie papiery, opakowania, kubeczki i całą resztę śmieci.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz