Jestem żoną z mężem na kontrakcie i jak wiele podobnych mi kobiet mam nadmiar wolnego czasu. Oczywiście można się do tego przyzwyczaić. Przyznaję, że bardzo polubiłam takie życie, bo czas jest luksusem, na który nie stać większości moich znajomych w Polsce. Codziennie jestem na siłowni, najczęściej po 2 godziny, ale ostatnio dobiłam do 3h treningu i choć ledwo chodzę następnego dnia, to nie opuszczam wizyty w klubie.
Muszę przyznać, że mam tam świetne pole do obserwacji. Wspominałam już, że uwielbiam spinning w grupie pań w wieku menopauzalnym, bo rozsadza je energia i śpiewają na głos, podczas gdy ja prawię tracę przytomność z wysiłku. Po takich zajęciach mam dobry humor przez cały dzień.
Ostatnio jednak coraz więcej czasu spędzam wyciskając ciężary i przyglądając się innym ćwiczącym. O przystojnych trenerach już wspominałam, więc tym razem skupię się na ich podopiecznych. Bo to raczej powszechne, że każdy płaci trenerowi za prywatne lekcje, nawet po kilka razy w tygodniu. Średnia cena jednej godziny to 50 reali, więc gdybym chciała korzystać z takich usług 3 razy w tygodniu, płaciłabym 600 reali miesięcznie. Zamiast tego chodzę od maszyny do maszyny z karteczką z treningiem przygotowanym przez trenera i doskonale radzę sobie sama.
Najwięcej emocji wzbudzają we mnie Gwiazdy, czyli półnagie dziewczyny mniej więcej w moim wieku. Oczywiście mają sportowe topy i legginsy, albo elastyczne kombinezony z gołymi plecami i wyglądają super sexy. Nawet jak się spocą. Ale po co świecić dekoltem czy tyłkiem w takim miejscu, nie mam pojęcia. Przecież po chwili wszystkie jesteśmy tak samo mokre i czerwone z wysiłku. Większość ma do tego pełen makijaż, chyba kurcze wodoodporny ;)
Im dłużej mieszkam w Brazylii, tym łatwiej mi rozpoznać te wszystkie silikonowe wkładki w pośladkach i biustach i przyznaję, że efekty takich ingerencji są fantastyczne. Pewnie jak się wygląda tak dobrze, to i ćwiczyć jest przyjemniej i fajnie jest pokazać efekt ciężkiej i kosztownej pracy chirurga. Myślę jednak, że nawet gdybym się "zrobiła" od stóp do głów, to moja pragmatyczna natura nadal kazałby mi ubierać się wygodnie, nie efektownie. Tylko że ja, w przeciwieństwie do tutejszych kobiet, nie muszę walczyć o mężczyznę. W Kurytybie na jednego pana przypada 7 pań, na południu kraju nawet 12. Konkurencja jest więc ogromna. A ja się chyba rozleniwiłam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz