piątek, 2 września 2016

Polki oczami Brazylijki


Pamiętam moje pierwsze wrażenia po przeprowadzce do Kurytyby. Wszyscy wydawali mi się tacy śniadzi, a kobiety były przepiękne. Każda jedna maiała długie włosy i bardzo kobiece kształty. Poza tym kobiety są tu bardziej zadbane i wypielęgnowane niż u nas. No cóż, różnorodność i powszechność wszelkich zabiegów kosmetycznych w połączeniu z dostępną ceną i dla mnie okazały się pokusą nie do odparcia.

Ostatnio nasza znajoma Brazylijka wyjechała po raz pierwszy na dwa tygodnie do Polski. Przywiozła sporo wrażeń, zaskakując mnie przy okazji swoimi spostrzeżeniami.
Przede wszystkim zauważyła, że nosimy bardzo różne fryzury, jak z katalogów fryzjerskich. Tu się w ogóle nie widuje krótko ostrzyżonych kobiet, więc po jakimś czasie robi sie nudno ;)
A. podobało się też, jak się ubieramy. Do tego była zaskoczona naszymi obfitymi biustami, bo tak jak w moich oczach Brazylijki są "dupiaste", my w jej oczach jesteśmy "cycate". Ciekawe, prawda? Nigdy bym tak o Polkach nie pomyślała, bo choć sama mam czym oddychać, to przecież nie wszystkie kobiety, które znam, mają pokaźne piersi. No cóż, ale jak się bliżej przyjrzę, również nie każda latynoska "ma na czym usiąść" ;)

Kolejne komplementy posypały się na polskie jedzenie, w szczególności żurek. Ja nie mam pojęcia, co jest takiego w tej zupie, że się nią zachwycają wszyscy obcokrajowcy, których znam. Mężowie moich klubowych koleżanek dopraszają się o ten smakołyk i chyba wreszcie będę musiała nastawić zakwas. Zupa oczywiście jest pyszna i bardzo ją lubię, mam jednak wrażenie, że największa atrakcją jest jedzenie żurku podanego w wydrążonym bochenku chleba niż sama potrawa jako taka.
Sporym zaskoczeniem dla A. było przyjęcie przy suto zastawionym stole. Tu nie widuje się tyle jedzenia na raz, chyba że jest to grillowane mięso, ale wtedy trudno o różnorodność nawet w restauracjach z otwartym barem. Dla mnie był to spory problem, jeść ciągle to samo. Jedyne, co nie spotkało się z akceptacją zakochanej latynoski, jest zwyczaj picia wódki: na komendę i wszyscy tyle samo. W sumie to się jej nie dziwię, bo w żadnej innej znanej mi kulturze nie jest tak łatwo upić kogoś ze słabą głową. U nas tak pić każe obyczaj i wystarczy narzucić szybsze tempo, żeby połowa towarzystwa pospadała pod stół ;)

Jednak najwięcej uwagi A. poświęciła relacjom damsko-męskim, tak innym niż tutejsze. Pozazdrościła nam dziewczyna mężów, którzy się zajmują dziećmi. Zauważyła, że podczas kiedy kobieta w spokoju dopija swoją kawę, jej partner gania za dzieciakiem i nawet jest w stanie je uspokoić, kiedy się rozpłacze. Obrazek niespotykany w kulturze macho. Szczerze mówiąc tu się w ogóle dzieci nie spotyka na ulicach ani w kawiarniach. Nie ma matek z wózkami w parkach. Ze względów bezpieczeństwa maluchy przejeżdżają tylko pomiędzy szkołą i domem i bawią się zawsze na zamkniętym terenie. Moja córka bardzo zazdrości polskim rówieśnikom, kiedy widzi ich samodzielnie robiących zakupy sklepiku na osiedlu babci. Ja nie mam jej tu jak tego nauczyć i nawet nie zamierzam ryzykować. Ta nasza polska wolność i swoboda poruszania się po okolicy są nie do przecenienia. Trudno jednak sobie to uzmysłowić, dopóki się tego nie utraci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz