sobota, 21 stycznia 2017

Caioba

To był piękny dzień

Wróciliśmy już do Brazylii i od razu zrobiło mi się smutno, że wkrótce będę musiała opuścić ten fantastyczny kraj. I jak ja będę żyła bez palm, plaży i cieplutkiego oceanu? ;) Mam to zamienić na błoto pośniegowe i niemal wieczne ciemności, z których właśnie wróciłam? Niedoczekanie!
Ale tak naprawdę nie mam wyboru, dlatego muszę się nacieszyć moją drugą ojczyzną tak długo, jak tylko mogę. Dziś pojechaliśmy na najbliższą plażę, żeby pokazać ją mamie mojego męża. To jej pierwszy raz u nas, zwiedzania jest huk, ale w tym kraju lepiej jednak odpoczywać. Początkowy brak słońca okazał się błogosławieństwem dla naszej bladej skóry, silny wiatr zwodniczo nie dał odczuć, kiedy byliśmy już spieczeni. W Brazylii trzeba uważać i używać filtrów także zimą i przy pochmurnej pogodzie, bo bez nich zawsze kończy się poparzeniami. Do tego powinny to być bardzo mocne filtry, sami Brazylijczycy rzadko smarują się tylko pięćdziesiątkami, zazwyczaj namiętnie pokrywają się znacznie wyższym filtrem. Polecam brać z nich przykład.
Najprzyjemniejszym elementem dzisiejszego plażowania były jednak kąpiele. Pierwszy raz woda w oceanie była cieplejsza niż powietrze, za to silne fale zwalały z nóg, ale był to element rozrywkowy. Nijak to się miało do kąpieli w lodowatym Bałtyku.
Za tydzień znów pojedziemy na plażę. A potem w następny weekend i w następny i tak do końca naszego pobytu. Dobrze, że do Polski zjedziemy na lato, bo inaczej szok byłby zbyt duży.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Definicja domu

Nasz pobyt w Polsce dobiega końca. To były długie wakacje i świetnie się bawiliśmy, załatwiliśmy sporo naszych spraw, bo wciąż więcej ich mamy tu niż tam. Wkrótce będziemy wracali już na stałe i przy tej okazji zauważyłam dwie rzeczy.
Mieszkając w Kurytybie, w codziennych rozmowach z córką mówię "dom" i mam na myśli nasz brazylijski adres. Tam się czuję jak w domu, przyzwyczaiłam się, że tam mieszkamy i żyjemy zwykłym życiem. Jednak kiedy jesteśmy w Polsce, nigdy nie mówię " w domu", czy "wracamy do domu" z myślą o Brazylii. Zawsze używam jedynie nazwy kraju. Dom, który jest miejscem pochodzenia, można powiedzieć "zakorzenienia" jest zawsze w Polsce i nie da się zmienić tego sposobu myślenia. Oczywiście, kiedy jesteśmy razem jako rodzina, możemy stworzyć prawdziwy dom nawet na drugim końcu świata, ale nie do końca jesteśmy tam u siebie.
Drugi aspekt, z którym wiążą się spore emocje to nieruchomość, której jesteśmy właścicielami, która była naszym domem przez kilka lat i do której wkrótce wrócimy. Uświadomiłam sobie, że nie mogę jej już tak nazwać, choć bardzo chcę. Zajmie mi pewnie trochę czasu, zanim znów stworzę rodzinne gniazdo dla nas wszystkich z powrotem na "starych śmieciach". Jest to o tyle trudne, że choć wydaje się nam się, że wszystko powinno być tak samo, wcale nie jest. My się zmieniliśmy, ludzie wokół też, o okolicznych polach zabudowanych setkami nowych budynków już nie wspomnę.
Na razie jednak wracamy jeszcze na kilka miesięcy do naszego brazylijskiego domu w każdym tego słowa znaczeniu.

środa, 11 stycznia 2017

Post scriptum

Wyrwałam się do centrum handlowego na zakupy z córką. Przy okazji weszłyśmy do znanej sieciówki cukierniczej na pączka i wuzetkę. Mała zanurkowała przy regale z napojami w poszukiwaniu swojego ulubionego soku i niechcący zagrodziła drogę pani serwującej kawę. Kelnerka przeprosiła, dziecko się odsunęło, nikt do nikogo nie miał pretensji, ale też cała scenka odegrała się bez cienia uśmiechu. I bez jednego uśmiechu płynął mi czas w galerii na zakupach. Rzecz nie do pomyślenia w Brazylii. Oni uwielbiają dzieci, rozmawiają z nimi i są dużo bardziej otwarci na innych. My jesteśmy narodem zabieganych i zestresowanych ponuraków. Ubrani na czarno, skoncentrowani i poważni podążamy do celu unikając wzroku ludzi, których mijamy.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Minusy, czyli każdy medal ma dwie strony


Mówi się, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Ale ze mnie życie kpi i jak tylko się do czegoś przyzwyczaję, nadchodzi zmiana.
W Brazylii polubiłam mnóstwo rzeczy, których zastąpienie będzie kłopotliwe lub niemożliwe. Poniżej druga subiektywna i osobista lista moich żalów.

1) Słońce - nawet nie wiedziałam, jak bardzo ważne są pogoda i witamina D dla mojego samopoczucia. Latami walczyłam z depresyjnymi nastrojami, a wystarczyło wystawić się na promienie słoneczne i przeszło jak ręką odjął. Czytałam kiedyś, że witamina D wytwarza się w organizmie człowieka pod wpływem słońca, ale tylko pod warunkiem, że promienie padają na ziemię pod kątem nie mniejszym niż 45 stopni. W Kurytybie cały rok, w Warszawie 3 miesiące! Na szczęście istnieją suplementy i po powrocie do domu na pewno się w takie zaopatrzę.

2) Woda kokosowa - naturalny izotonik do kupienia na małych straganach w parkach i innych miejscach publicznych. Podawana mocno schłodzona uzupełnia potas i inne minerały, przez co jest idealnym lekiem na kaca, chociaż ja wolę ją stosować po wysiłku fizycznym. Podobno w czasie wojny stosowano ją podczas transfuzji zamiast krwi, której często wtedy brakowało, ale tej informacji nie zweryfikowałam.

3) Maracuja - uwielbiam smak tego owocu, chociaż nie jem go bezpośrednio. Jest za to fantastycznym składnikiem drinków, a jego sok w koncentracie jest niezastąpiony w kuchni. Desery z jego dodatkiem są rewelacyjne, lekko kwaskowe, ale łosoś z sosem z maracuji to już przebój, który powalił mnie z nóg.

4) Prywatna szkoła - nasza Mała uczy się w najlepszej szkole w stanie Parana i choć spędza tam prawie cały dzień, naprawdę ją lubi. Przez pół dnia ma lekcje po portugalsku, a drugie pół mówi już tylko po angielsku. Popołudniowe zajęcia to basen, lekcje gotowania, projekty artystyczne, robotyka, teatr i odrabianie lekcji. Z resztą sam program nauczania, choć do najłatwiejszych nie należy, jest dużo bardziej życiowy niż nasz. Efekt jest taki, że moja córka mówi płynnie w trzech językach, a lekcji w domu nie odrabia, więc ma czas na zabawę. No i pilnuje, żebym nie zużyła zbyt dużo wody podczas mycia zębów ;)

5) Park i zieleń - jakoś mam do tego pecha, bo tylko za granicą mam ogrom zieleni za oknem i park blisko domu. W Polsce mieszkam "w ziemniakach", a i okolica jest mało sprzyjająca spacerom. W Szwecji poruszałam się wszędzie na rowerze, w Brazylii biegam codziennie po wielkim parku, a po powrocie będę zmuszona samochodem dojechać i do lasu i na siłownię. Mój aktywny tryb życia nie będzie już taki aktywny.

6) Parkingi - no niby jestem taka aktywna, a uwielbiam nie musieć parkować naszego zwalistego auta na mieście. Podjeżdżam na dowolny parking, wręczam kluczyki parkingowemu, który daje mi kwitek i o nic się już nie martwię. Jak przychodzę po auto, to też podstawiają mi je pod samą bramę.
Z resztą moje lenistwo dotyczy również terminali lotniczych. Uwielbiam fakt, że zawsze wsiadam i wysiadam z samolotu przez rękaw i nie muszę chodzić z walizką i dzieckiem i jej walizką po schodach albo w upale lub mrozie gonić przez płytę lotniska. Żeby nie było, że snobka ze mnie: te samoloty są tak istotne, bo w kraju większym od Europy, mało kto podróżuje samochodem między miastami, bo potrzeba by było na to nawet kilku dni.

7) Ceny usług - manicure, pedicure, kosmetyczka, fryzjer - to wszystko kosztuje mniej niż w Warszawie. A jak nie trzeba na to wydać fortuny, to wydobywanie urody staje się ogromną przyjemnością.

8) Churassco - brazylijskie grilowanie jest na końcu mojej listy, bo nie jest dla mnie tak istotne, ale będę miała do niego ogromny sentyment. Przepyszne mięso to tylko wisienka na torcie, cała reszta to styl życia związany z prostym jedzeniem. Brazylijczycy zasiadają do posiłku na wiele godzin, jedzą powoli, biesiadują, popijają w gronie rodziny i przyjaciół. Nawet w apartamentach każdy ma wbudowane w ścianę palenisko. Imprezy urodzinowe dzieci, zwykłe niedzielne obiady, sąsiedzkie posiadówy, wszystko kręci się wokół churassco i choć to styl życia odległy mojej kulturze, to jednak bliski mojemu sercu.

piątek, 6 stycznia 2017

Plusy powrotu do Polski



Przez ostatnie trzy lata powstawała w mojej głowie subiektywna lista rzeczy drobnych i pozornie niewiele znaczących, a jednak takich, za którymi tęskniłam przez ostatnie 3 lata. Życie składa się ze szczegółów, prawda? A to moja lista mniej lub bardziej poważnych rzeczy, których mi brakowało:

Cieszę się, że wrócę do Polski, ponieważ:

1) W każdej drogerii kupię pilnik do paznokci, który będzie skuteczny i kilkurazowy. Do tej pory nie udało mi się znaleźć żadnego przyzwoitego w Brazylii. Samochody i samoloty potrafią wyprodukować, a pilnika nie???!!!

2) Papier do pieczenia rzeczywiście będzie się do pieczenia nadawał. Brazylijski trzeba natłuścić przed użyciem, a to i tak nie gwarantuje sukcesu. Zawsze muszę go potem zdrapywać z ciastek.
Piekę bardzo dużo i prawie codziennie, więc męczę się strasznie. Kupiłam silikonowe maty, ale ich mycie jest upierdliwe.

3) Moje upieczone już ciastka nie będą przypominały rozmiękłej papki po dwóch dniach. Wszystkie swoje wypieki przechowuję szczelnie zamknięte, a i tak nie są zbyt kruche.

4) Wilgotne powietrze wcale nie robi dobrze na moją cerę, bowiem grzyb na ścianach wywołuje u mnie ostrą alergię. W Polsce ten problem sam się rozwiąże, przynajmniej do jesieni ;)

5) Kolejny punkt związany z wilgocią: będę miała ogrzewanie w domu! Koniec z mokrymi i zimnymi ubraniami czy pościelą! Brazylijczycy są w stanie uwierzyć, że mamy ogrzewane domy, ale już ogrzewanie w budynkach publicznych w głowie im się nie mieści. Mojemu trenerowi szczęka opadła, jak mu powiedziałam, że na siłce też jest. Ale jak to? Po co?

7) Wracam do kuchni: Pietruszka i seler w Polsce są powszechnie dostępne. Hura! Rosół będę mogła gotować na świeżych, nie suszonych warzywach! Niby da się przeżyć bez rosołu, ale to jedno z pięciu dań, jakie jada nasza córka.Brazylijska kuchnia jej nie podpasowała, musiałam zapewnić sobie dostawy suszu ;)

8) Polskie jabłka mają smak i zapach!

9) Kasza! Moje wybredne dziecko lubi kaszę! To składnik drugiego z pięciu dań w jej obiadowym menu.

10) W ogródku lub w parku będziemy mogli chodzić boso bez obawy o życie. Koniec z brązowymi pająkami, węzami i całym tym jadowitym cholerstwem! Jak ja tęsknię za tym zielonym dywanem pod stopami.

11) Teraz już trochę powydziwiam, ale pływacy mnie zrozumieją: w Polsce baseny są do pływania, a nie moczenia dupska. Fajnie mieć sadzawkę w ogrodzie, albo na osiedlu, ale w ciągu ostatnich trzech lat nie pływałam! Pewnie po zrobieniu pierwszych 50 metrów wypluję płuca ;)

12) Będzie bezpieczniej! Ryzyko porwania Małej spadnie, przestaniemy widywać na ulicach ludzi z bronią. Nie będę już musiała mieć oczu dookoła głowy i być ciągle w pogotowiu.

13) Znów będę mogła żartować. Ten punkt powstał podczas naszej obecnej wizyty w Polsce. Spotkaliśmy się z przyjaciółmi i już dawno się tak nie uśmiałam, a to za sprawą złośliwych żartów, którymi się przerzucaliśmy. Sarkazm odbierany jest w Brazylii jako niegrzeczność. W ogóle to, z czego ludzie się śmieją uwarunkowane jest kulturowo, a poczucie humoru łapie się na końcu. Mi się jeszcze nie udało, za to w Polsce nie muszę się nawet starać. Spróbujcie się nie śmiać i nie żartować przez 3 lata, to zrozumiecie.