Firma mojego męża bardzo dba o swoich pracowników zapewniając im wszelkie możliwe dodatki socjalne. W takim kraju jak Brazylia zadbano również o nasze bezpieczeństwo. Jeszcze przed przeprowadzką szef Pabla ostrzegł nas, że jest tu niebezpiecznie więc nie zaleca samotnych spacerów po nocy, obwieszania się złotem lub zgrywania turysty z aparatem na szyi i płachtą mapy powiewającą na wietrze. Dostosowałam się do zaleceń i całą swoją wartościową biżuterię zostawiłam w Polsce. Nie chodzę nigdzie po zmierzchu, nie jeżdżę z otwartymi szybami w aucie, ubieram się na sportowo, a aparat noszę w torebce. Ciekawa byłam nadchodzącego szkolenia z bezpieczeństwa, głównie dlatego, że chciałam mieć temat na bloga. O ja głupia!
Statystyki pokazują, że ataków z bronią w ręku jest ponad dwa razy więcej w Kurytybie niż w Sao Paulo i ze trzy razy więcej niż w Rio. Głównie za sprawą akcji policyjnych mających na celu walkę z gangami i przestępczością w favelach tych dużych miast. Coś mi się zdaje, że taka skuteczność jest zasługą kontrowersyjnej jednostki BOPE z licencją na zabijanie. Efekty mają świetne, dzięki nim całe szemrane towarzystwo przeniosło się do nas ;).
Prowadzący (ochroniarz lub policjant? z firmy ochroniarskiej) ostrzegł nas, że najłatwiej jest zapobiec atakowi, bo kiedy już do niego dojdzie, to właściwie nic już nie możemy zrobić. Jeśli ktoś cię w Brazylii napadnie, oddaj mu wszystko, o co prosi, nie dyskutuj, nie wykonuj gwałtownych ruchów, bo masz do czynienia z naćpanym, a więc nieobliczalnym zwierzęciem, które cię po prostu zastrzeli.
A jak zapobiegać? Otóż wystarczy zachować czujność i mieć oczy dookoła głowy. Podobno po przestępcy widać, że nim jest (tu pojawił się slajd a na nim łysy i wąsaty, mocno napakowany typek rasy nordyckiej!sic!), zazwyczaj występuje w grupie i jeśli tylko popsujemy mu szyki, odpuści nam. Nasz szkoleniowiec nie miał zbyt wysokiego mniemania na temat lokalnych bandytów, których poza wspomnianymi ćpunami uważa za zbyt mało inteligentnych, by chcieli i mogli improwizować. Tak więc wystarczy wejść do najbliższego sklepu, przejść na druga stronę ulicy itp. Łupem tzw. samotnych wilków padają kobiety same i z dziećmi, na bardziej wymagające ofiary poluje się w wieloosobowych grupach. Łatwym celem jest również turysta.
Koledzy Pabla na widok mojej miny zaczęli mnie pocieszać, że ja przecież wyglądam na tutejszą. Niezbyt mnie to ucieszyło, bo przyznali, że zarówno Mała jak i jej tata bardzo wyróżniają się w tłumie i trudno ich wziąć za Brazylijczyków.
Dalej było już tylko gorzej. Na przykładzie moim i mojej córki omówiono fałszywe porwanie. Polega ono na tym, że bandyta podsłucha gdzieś na mieście czy w urzędzie jak podajesz swój numer telefonu. Jeśli przy okazji przywołasz dziecko do porządku, ma wystarczająco dużo danych. Wystarczy, że cię śledzi i następnego dnia zadzwoni do ciebie podczas zakupów, żeby wymusić na tobie przelanie pieniędzy pod pretekstem porwania. Nie pozwoli ci się rozłączyć, więc nie sprawdzisz w szkole, czy to prawda. A zaryzykujesz i nie zapłacisz? Wątpię. W tym miejscu jeszcze się śmiałam, że na szczęście nie znam portugalskiego i mogą mnie straszyć do woli. Potem mina mi zrzedła, bo zostaliśmy poinstruowani, co zrobić, gdybyśmy naprawdę zostali porwani. Trzeba wykonywać polecenia, jeść, spać i korzystać z toalety, kiedy tylko się da, nawiązać więź z porywaczami (syndrom sztokholmski) i oczywiście uciekać, ale tylko wtedy, kiedy mamy pewność, że to możliwe i bezpieczne. Nie wolno ryzykować.
Wraz z kolejnymi informacjami rosło moje zdziwienie. Koleżanka z Portugalii zapytała, co ma zrobić, kiedy zwyczajnie złapie na ulicy gumę, bo w swoim kraju zatrzymuje kolejny przejeżdżający samochód i prosi o pomoc. Facet był zszokowany, że tak można. A ja byłam zszokowana jego zaskoczeniem! To naprawdę miłe - powiedział i kategorycznie zabronił nam się tak zachowywać w Brazylii. Jeśli coś takiego przydarzy się nam na pustej drodze, należy powoli jechać dalej, aż do najbliższej stacji benzynowej chociażby, bo życie ważniejsze jest i cenniejsze niż koło. W przypadku, gdy samochód ma jakąś poważniejszą awarię i nie możemy ruszyć, trzeba się schować do sklepu na przykład. Na całkowitym odludziu pozostaje nam czekać w aucie na pomoc drogową i przyjaciół, po których też warto natychmiast dzwonić.
Oczywiście wszystkie przykłady napadów z bronią w ręku, kradzieży na ulicach czy ataków na kierowców zostały obficie zilustrowane licznymi filmikami z kamer miejskich. A ja po tym wszystkim boję się: wyjść z domu, prowadzić samochód, wybrać pieniądze z bankomatu, wyjść z dzieckiem na ulicę, a na lotnisku pojawię się już chyba tylko po to, żeby ostatecznie wrócić do domu ;)
Kropkę nad i postawiła żona jednego z lokalnych pracowników pytając o głośny w ostatnich tygodniach przypadek dziewczyny z Sao Paulo, która została zgwałcona i pobiegła po pomoc. Niestety potencjalni wybawcy zgwałcili ją ponownie. I co na to odpowiedział nasz ekspert?! Otóż przyznał, że choć ilość przestępstw na tle seksualnym drastycznie wzrosła w ostatnich latach, on nie umie powiedzieć, dlaczego.
Przed publikacją tego posta odczekałam kilka dni. Musiałam ochłonąć. Wiem, że przygotowano nas na najgorsze i postraszono celowo, żebyśmy zachowali czujność. Warszawa to przecież też nie jest najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem, a jakoś przez tyle lat nic złego mi się nie przytrafiło.
Tutaj jeszcze nigdy nie widziałam na ulicy żadnej potencjalnie groźnej sytuacji, ale kilku kolegów z biura Pabla doświadczyło już porwania w rodzinie lub drobnych napaści.
Nadal nie wiem, co o tym wszystkim myśleć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz