Siedzę sobie właśnie nad basenem na granicy trzech państw: Brazylii, Argentyny i Paragwaju i myślę. Myślę, że życie mnie zaskoczyło i że ja zaskoczyłam samą siebie. Bo ta moja druga już zagraniczna przygoda jest dowodem na to, że sobie radzę w najróżniejszych warunkach i potrafię stworzyć dom nie tylko w dość hermetycznej i bezpiecznej Europie.
A najbardziej dumna jestem, że mówię już po portugalsku. Po ośmiu miesiącach! W bólach uczyłam się angielskiego i trwało to latami, szwedzki też nie przyszedł mi łatwo i nigdy nie nauczyłam się dobrego akcentu. A teraz porozumiewam się tylko po portugalsku i zaczynam wierzyć, że go wkrótce opanuję w zadowalającym stopniu, co rozumiem przez możliwość plotkowania z sąsiadkami ;). Mój cel: dwa języki (portugalski i hiszpański) w trzy lata staje się realny do osiągnięcia. Dawno nie czułam takiej satysfakcji. A nie łatwo o satysfakcję z własnych osiągnięć, kiedy od lat nie ma się pracy. I nigdy bym nie pomyślała siedząc jeszcze kilka lat temu na rozmowie rekrutacyjnej, że na pytanie, gdzie siebie widzę za 5 lat, mogłabym odpowiedzieć: w tropikach, nad basenem :D
I czyz wlasnie nie o to w zyciu chodzi - zaskakujaco i pieknie! :D ****
OdpowiedzUsuń