Długo nie wybieraliśmy się na wybrzeże. Nie jesteśmy typem rodziny wędrującej i zwiedzającej, lubimy spędzać razem czas w domu. Szczególnie, że nasze miasto jest dla nas i tak dość egzotyczne, a nad ocean trzeba jechać kawał drogi. Pogoda zimą nie zachęcała, ale kiedy przyszła wiosna i przyjazd mojej mamy zbliżał się wielkimi krokami, nie pozostało nam nic innego, jak zrobić rekonesans. I wtedy pożałowaliśmy, że nie pojechaliśmy wcześniej, a kawał drogi okazał się kawałkiem!
W Kurytybie padało i było dość chłodno, kostium wzięłam tylko dla Małej, tak na wszelki wypadek, na szczęście sobie i Pablowi naszykowałam krótkie spodenki. Po drodze lało jak z cebra, cała dżungla była we mgle, nie mieliśmy nadziei na plażowanie, chcieliśmy zjeść lunch, rozejrzeć się i wrócić do domu. Ale wybrzeże przywitało na słońcem, ciepłą wodą i upałem.
Lokalesi twierdzą, że Parana (nasz stan) ma brzydkie plaże. Nie zachęcili nas, ale zaskoczyli na pewno. Plaże są piaszczyste i szerokie, a ocean jest płytki daleko w głąb, idealny na kąpiele z dziećmi. Owszem, piasek jest tak drobny, że zbija się w twarde podłoże i większość plażowiczów używa leżaków. Ale za to biegają po nim kraby! Jeżeli to są brzydkie plaże, to ja chcę zobaczyć te ładne!
Od portu Paranagua, który jest najstarszym miastem w Brazylii, aż do Guaratuba ciągną się plaże. Nie jest to długi odcinek. Resztę porywa las atlantycki (Mata Atlantica), rejon endemiczny, dżungla rosnąca wzdłuż brazylijskiego wybrzeża. Linia brzegowa tego kraju to właśnie taka mieszanka plaż i lasu.
 |
Woda płytka, ale fale silne |
 |
tutejsze dwudziestki ;) |
 |
Prom z Caioby do Guaratuby |
 |
Caioba i Guaratuba odzielone są zatoką |
 |
Dom kultury w Guaratuba, chyba nieużywany ;) |
 |
Caioba. Budka z drinkami, caipirinia "od serca" zwala z nóg :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz