Dziś Polska wspomina Smoleńsk. Internet pełen jest powiązanych z nim wzmianek. A mi dziś fejs przypomniał zdjęcie, które wrzuciłam do sieci równo rok temu. Jest to fotka naszych walizek, dobytku, który spakowaliśmy na wyjazd do Brazylii. Równo rok temu wsiedliśmy do samolotu do Sao Paulo wywracając nasze życie do góry nogami.
Pamiętam jednak, gdzie byłam 5 lat temu. Wtedy mieszkaliśmy w Szwecji. Mała była jeszcze maleńka, o wszystkim dowiedzieliśmy się od rodziny, a w poniedziałek w szkole, w której uczyłam się szwedzkiego, kondolencje złożyli nam koledzy i nauczycielka. Nam, czyli mi i mojej koleżance Polce. Pablo odbierał kondolencje w pracy. Byliśmy wtedy tak daleko od tego wszystkiego... Pamiętam zdziwienie, jakie w Szwecji wywołał fakt, że wszystkie najważniejsze osobistości w naszym państwie wsiadły do jednego samolotu.
Bardziej wczułam się w tą tragedię w jej drugą rocznicę bodajże. Wśród ofiar tragedii znalazłam jedno znajome nazwisko. Miałam koleżankę w podstawówce, która nazywała się tak, jak jeden z generałów. Pamiętałam, że jej tata był zawodowym wojskowym, więc pogrzebałam w internecie i moje podejrzenia potwierdziły się.
Dziś też wspominałam ten tragiczny lot i swoją koleżankę, nasze wspólne zabawy, a przy okazji cały ten znienawidzony przeze mnie okres dorastania. Przykro mi, że moją towarzyszkę z dzieciństwa spotkało coś tak strasznego, ale cieszę się, że zdążyła dorosnąć pod skrzydłami swojego taty. Przynajmniej tyle. I cieszę się, że ja też dorosłam pod skrzydłami swoich rodziców i jestem tym, kim jestem.
I kiedy tak o tym wszystkim myślałam krojąc marchewkę na ulubioną zupę mojej córki, przed oczami miałam podwórko z karuzelą, blok tej koleżanki i jej mieszkanie, w którym przygotowywałyśmy "przedstawienie" dla rodziców. Widziałam Grochów, jakbym tam była teraz, nie 25 lat temu, widziałam też Pałac Prezydencki i tłum ludzi na ulicach.
Urodziłam się i wychowałam w Warszawie. Jestem Polką i zawsze będę. Mój brazylijski dom jest moim domem i póki ja tu mieszkam, jest polskim domem, mimo palm za oknem. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Powinnam się cieszyć, że nie dotyczą mnie chwilowo problemy moich rówieśników, którzy walczą o godne i bezpieczne życie w Polsce, bo chyba można tą szarpaninę nazwać walką. Powinnam korzystać z "okoliczności przyrody": oceanu, słońca i palm. Powinnam siedzieć na leżaku z caipirinhą w dłoni i wygrzewać się na plaży, a ja bym wiele dała, żeby wrócić do domu i cieszyć się wiosną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz