środa, 8 kwietnia 2015

Wielkanoc



Właśnie mija rok, od kiedy mieszkamy w Brazylii. Dużo się w tym czasie wydarzyło, wielu rzeczy się nauczyłam, wylałam mnóstwo łez, poznałam kilku wspaniałych ludzi, doznałam ogromu życzliwości ze strony Brazylijczyków.
To nie był łatwy rok, ale nasi sąsiedzi uczynili go wspaniałym. Tuż po naszym przyjeździe wypadała Wielkanoc i choć mieszkaliśmy tu dopiero tydzień, Rodrigo zaprosił nas na grilla. Mijały tygodnie, poznawaliśmy coraz więcej jego przyjaciół, niektórzy z nich zostali również naszymi przyjaciółmi. Wyjechaliśmy razem na weekend, na Sylwestrowy urlop, a teraz spędziliśmy wspólnie już drugą Wielkanoc.
Tym razem miałam trochę więcej czasu, żeby przyjrzeć się przedświątecznym przygotowaniom. Zupełnie jak w Polsce, od jakiegoś czasu trwały na naszym osiedlu wszelkie prace domowe. W którymś momencie huk odkurzaczy zagłuszał myśli, a blask bijący z wyszorowanych okien oślepiał. Nie pozostało mi nic innego do roboty jak zakasać rękawy i umyć tę zastraszającą ilość okien w naszym domu. To dziwne uczucie tak szorować dom na jesień. Oni przygotowują się na zamknięcie sezonu i nadejście zimy, w Polsce wszyscy wymiatają kurz z kątów w oczekiwaniu na wiosnę.
W sklepach istne czekoladowe szaleństwo. Każdy supermarket obstawiony był czekoladowymi jajkami i zajączkami. Na specjalnie przygotowanych stelażach podwieszono setki dużych czekoladowych jaj z zabawkami w środku. Sklepy z czekoladą przeżywały oblężenie.
Przyznam, że nie smakuje mi tutejsza czekolada. Jedyna naprawdę smaczna i porównywalna ze szwajcarską jest produkowana przez firmę Kopenhagen. Ich sklepy oferują na co dzień duży wybór słodyczy, można się tam również napić kawy. Ale nie przed świętami. Kupujących jest tak wielu, że nie ma komu przygotować tej kawy, dlatego na dwa tygodnie przed Wielkanocą jej sprzedaż zostaje zawieszona.
Co ciekawe, trudno tu dostać czekoladę w tabliczkach poza tą importowaną. Są "kocie języczki", rurki z czekoladą, trufle, czekoladki nadziewane, batoniki.
Mała szalała w jednym z lokalnych sklepów, który na zewnątrz zorganizował cały wielkanocny plac zabaw, pełny pisanek i królików. Szkoda, że słodycze mieli raczej niesmaczne.
W końcu zapytałam koleżankę czy poza czekoladą w Brazylii istnieją jeszcze jakieś inne tradycje świąteczne, ale zaprzeczyła. Nawet się nie zdziwiłam. Dopiero nauczycielka opowiedziała mi o procesjach mężczyzn ubranych w kaptury (jak z ku-klux klanu) niosących pochodnie lub o wielkim teatrze pod gołym niebem w Pernambuco. Na jego deskach najsławniejsi aktorzy brazylijscy odtwarzają co roku Pasję.
Pisanek, święconek i lanego poniedziałku nie ma ;) Tu poniedziałek jest zwykłym dniem roboczym, świętuje się w Wielki Piątek i w Niedzielę w gronie przyjaciół i rodziny. A w ogóle kto żyw, wyjeżdża nad ocean korzystając z ciągle wspaniałej pogody. Jeszcze nie spotkałam narodu, który święta spędzałby bardziej rodzinnie niż Polacy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz