wtorek, 21 kwietnia 2015

Wkurzona

Jakoś najlepiej mi się pisze, kiedy jestem wściekła. I głównie wtedy chce mi się pisać. Ale przecież nie mogę chodzić wiecznie nabuzowana. Dużo energii poświęcam na utrzymanie się w dobrym nastroju, bo jak pofolguję smutkom, to gotowa jestem popłynąć bez kontroli w otchłań.
Dziś nie jestem smutna, dziś szlag mnie trafił! Sprawdziłam stan polskiego konta, które obciążone jest kredytem i kilkoma innymi zobowiązaniami. Prawie nic tam nie ma! Przejrzałam historię i wszystko stało się jasne.
Mój mąż dużo podróżuje. Widujemy się właściwie co drugi tydzień i co trzeci weekend. Przyzwyczaiłam się, choć to główny powód moich zmartwień. Nie dość, że mieszkamy na drugim końcu świata, to i tak najczęściej oddzielnie.
W czasie tych swoich delegacji Pablo płaci za hotele, taksówki, jedzenie i całą resztę z własnej kieszeni, a potem rozlicza się z firmą. Problem polega na tym, że brazylijska karta najczęściej nie działa. Na rachunku znalazłam jakieś płatności z Europy i najnowsze ze Stanów. Owszem, pieniądze dostaniemy z powrotem, ale na konto w Brazylii. A przesłać je stamtąd do Polski nie tracąc przy tym 10% na podatki, łatwo nie jest. Do tej pory nie mamy pojęcia, jak to zrobić, żeby było w miarę ekonomicznie.
Skończy się tym, że będąc w Polsce, będziemy dokonywali transakcji brazylijską kartą i odwrotnie, płacąc przy tym prowizje. Przecież to się kupy nie trzyma!

Tak więc znów nadszedł dzień, kiedy mam ochotę pakować walizki. Nie pierwszy i nie ostatni zapewne. Nie znam się na przelewach, opłatach, podatkach i procentach. Opanowałam to na poziomie podstawowym w Polsce, ale tu nic nie rozumiem. Z mężem prawię się nie widuję, a po moim domu biegają jaszczurki. To są te pożyteczne gady, które jako jedyne jedzą brązowe pająki. Mała nadaje im imiona, ale ja się boję sięgnąć do spiżarki po kaszę.

Przyznam jednak, że trochę boję się wracać. Polskie media nie podają rzetelnych informacji, często je przekłamują lub przemilczają. Ze wszystkiego, co do nas dociera za pomocą internetu wyłania się niewesoły obraz, szczególnie teraz, przed wyborami. Przypomniało mi się, jak kilka lat temu byłam wkurzona (podobnie jak dziś), kiedy okazało się, że nie będziemy mogli odliczyć sobie córki od podatku, bo mamy ją tylko jedną. Ale to dziecko pojawiło się w naszym życiu cudem, dzięki metodzie in vitro. Leczyliśmy się na własny koszt, długo przed ustawą o dofinansowaniu. Drugiego dziecka już Państwo nie refunduje, a nas nie stać. Więc nie dość, że zapłaciliśmy sobie sami i ledwo się udało, to jeszcze zabrano nam ulgę, bo mamy tylko jedno.
Cóż Brazylia nie różni się zbytnio od Polski, bo żyje się nam tu tak samo. Absurdy są wszędzie, gdzie do tej pory mieszkałam, ale nie było to wiele krajów. Może ktoś zna jakiś raj, ostoję rozsądku i przejrzystości i przy okazji tolerancji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz