wtorek, 23 lutego 2016

Stereotypy


Urodziłam się i mieszkałam w Warszawie niezmiennie, aż do ślubu, kiedy to przeprowadziłam się na przedmieścia. Cała moja rodzina, przyjaciele, praca, całe moje życie związane jest ze stolicą Ale nie czuję się Warszawianką w pełnym tego słowa znaczeniu, bo tylko jedna z moich babć urodziła się w tym mieście i opuściła je tuż po wojnie. Jako dziecko nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego nikt nie lubi Warszawiaków i czemu wyjeżdżając na wakacje nie powinnam przyznawać się, skąd pochodzę. A niby dlaczego? Czy to moja wina, że mieszkam tam, gdzie mieszkam? Czy czymś się różnię od ludzi z innych miejscowości? A czemu Krakusy to "centusie"? O co chodzi z tymi góralami?
Teraz mieszkam w Brazylii (choć nadal czuję, że jestem z Warszawy ;) ) i ostatnio zaskoczyły mnie tutejsze stereotypy będące odzwierciedleniem naszych.
Otóż nikt tu nie lubi Cariocas. Uważa się, że mieszkańcy Rio po prostu zadzierają nosa. Nie poznałam żadnego, więc trudno mi stwierdzić, ale uśmiechnęłam się na myśl o Warszawiakach. Z resztą w Rio spotkała mnie jedna nieprzyjemność.
Po przyjeździe do hotelu poszliśmy na basen na dachu, a w barze zamawialiśmy drinki i piwo. Normalne jest, że barman serwuje je prosto do basenu. To był bardzo miły wieczór z pięknym widokiem i orzeźwiającą wodą. Następnego dnia zwiedzaliśmy miasto i ponownie liczyliśmy na relaks i ochłodę w basenie. Poszłam pierwsza, żeby zamówić drinki, ale barman (inny niż dnia poprzedniego) był akurat zajęty przygotowywaniem Caipirinhi dla jakichś gości. Siedziałam sobie cierpliwie, kiedy wpadło dwóch śniadych młodzieńców i zażądało piwa. Pomyślałam sobie: Ok, wezmą po piwie, to trwa szybciej niż zrobienie drinków, nie będę się awanturowała. Ale na piwie się nie skończyło, a ja poczułam się jak powietrze. Weszłam do wody, żeby ochłonąć, bo się we mnie zagotowało, barman w tym czasie uwolnił się od klientów, obejrzał mnie sobie i ponownie zignorował. Woda w basenie prawie wyparowała, taka byłam wściekła. Poszłam do niemłodego już gościa i zapytałam, czemu obsłużył dwóch gówniarzy, kiedy ja od kilkunastu już minut siedzę i czekam. Usłyszałam, że był zajęty, a młodzi ludzie pijani itd., itp. Fuknęłam na niego, że nie dość, że jego serwis jest do niczego, to jeszcze ze mną dyskutuje. I czy to znaczy, że muszę być pijana, żeby dostać drinka w tym hotelu? Wtedy dopiero przeprosił, ale ja już nie zostawiłam tego dnia złamanego grosza w tym barze. Złożyłam również reklamację w recepcji i choć usłyszałam przeprosiny, nic za nimi nie szło. Czy to znaczy, że Cariocas są zarozumiali? Może. Na pewno mają więcej turystów niż potrzebują, bo na miejsce jednego zniechęconego gringo zawsze znajdzie się następny. Ja na pewno będę omijała hotel Astoria Palace szerokim łukiem.
O mieszkańcach Kurytyby mówi się, że są bardzo powściągliwi i zamknięci w sobie, a dla mnie są bardzo podobni do Polaków, choć rzeczywiście mieszkańcy innych stanów są bardziej otwarci.
Największy konflikt rozgrywa się tu między północą a południem kraju. Północ kraju zaludniona przez potomków niewolników pracuje raczej niechętnie, za to rozmnaża się z ochotą. Na południu przemysł i rolnictwo ciągną gospodarkę i dają zatrudnienie tutejszej ludności, która to płaci słone podatki na "obiboków" z północy. Punktu widzenia drugiej strony nie znam. Czy ma on jakieś znaczenie? Wątpię. Stereotypy żyją swoim życiem i nie zawsze mają pokrycie w rzeczywistości. A poza tym jak to jest możliwe zmierzyć miliony ludzi jedną miarką?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz