Jest zimno i ciągle pada. Zrobiło się smutno i samotnie. W szkole amerykańskiej są wakacje i wszystkie moje koleżanki expatki wyjechały z dziećmi do swoich krajów. Też tak do tej pory robiliśmy, ale brazylijska szkoła naszej córki ma tylko dwutygodniową przerwę na ferie zimowe. Oznacza to, że nasze wakacje w Polsce były zawsze krótkie i przez to bardzo intensywne.
W tym roku postanowiliśmy przetrwać zimę w naszym nieogrzewanym domu, a w rodzinne strony pojechać na Gwiazdkę. Tutaj i tak trudno poczuć ducha świąt w pełnym słońcu i upale.
Nie wiem jednak, czy nie pożałuję tej decyzji. Pogoda jest fatalna, więc wszyscy zabunkrowali się w domach i wymarło nasze życie towarzyskie. Nikt nie robi imprez grillowych ani urodzinowych, bo tu się to zawsze odbywało na świeżym powietrzu. Nieogrzewane sale imprezowe przypisane do każdego osiedla i bloku nie są ani trochę kuszące. Międzynarodowy Klub Kobiet, który daje mi zajęcie na co dzień zawiesił działalność na lipiec.
Nawet na siłownię nie chce mi się wyjść, bo chyba musiałabym wyciskać te ciężary przykryta kocem. Paznokci też sobie nie zrobię, bo w czasie schnięcia lakieru zamarzną mi dłonie i stopy ;)
Podejrzewam, że życie na mieście nie zamarło, jako że alkohol ma silne właściwości rozgrzewające, ale bez zaufanej opieki do dziecka i tak nie korzystam z tej opcji, nie będę się czarować.
No to sobie ponarzekałam. Idę pograć z córką w Rivals. O dzięki ci Microsofcie za xBox'a ;p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz