Wyczekuję początku roku szkolnego jak kania dżdżu. Od poniedziałku Mała będzie znikała na całe dnie i zaczną się wakacje dla mnie.
To oczywiście takie moje matczyne marudzenie na konieczność zajmowania się dzieckiem 24/7, ale już teraz czuję, że będzie mi jej brakowało. Za to wrócę na siłkę, na dietę i do swoich obowiązków, czyli odgruzuję i siebie i dom po wakacjach.
Początek szkoły oznacza dla rodziców zakupy w sklepie papierniczym. Zostawiłam tam niemałą kwotę, ale za to przynajmniej książki zapewnia szkoła. Bardzo podoba mi się tutejszy system. Poszłam z córką do sklepu, w którym wybrała sobie niezbędne rzeczy. Chodzi oczywiście o wzory, bo ilość przyborów i zeszytów jest określona, a listę można ściągnąć ze strony placówki, do której uczęszcza dziecko. Większość sklepów papierniczych ma te listy wydrukowane, więc wystarczy się tam pojawić, wybrać sobie kolory, a za dwa dni odebrać wszystko już oklejone imieniem i nazwiskiem ucznia. Etykietki i oklejanie wszystkiego, z każdą pojedynczą kredką włącznie jest wliczone w cenę.
Szkoła wyznaczyła dwa dni na dowiezienie tego wszystkiego jeszcze przed inauguracją roku, więc dzieciaki przyjdą już na gotowe i nie będą musiały nic dźwigać. Proste i takie nieoczywiste w Polsce.
Książki w naszej szkole to majstersztyk. Są w sumie trzy, na każdy semestr po jednej i zawierają w środku ćwiczenia. Jedna cegła, ale za to do wszystkich przedmiotów, jest po prostu podzielona na rozdziały, a Mała dźwiga ją do domu tylko na weekendy, żeby odrobić pracę domową.
Tak więc realizacja mojej listy "noworocznych" postanowień rusza od poniedziałku ;) Nie będzie łatwo pozostać na diecie i z dala od alkoholu w ostatnich miesiącach naszego pobytu tutaj, bo już ja sama zaczęłam planować pożegnalną imprezę. A przecież zaraz potem będziemy się witać. Pozostaję jednak pełna optymizmu, że utrzymam żelazną dyscyplinę, rygor treningów, będę jadła tylko sałatę.... bla, bla bla....
Bla bla bla... Cudne!
OdpowiedzUsuńNo cóż, ja w końcu nigdy nie robię postanowień noworocznych ;)
Usuń