czwartek, 9 marca 2017
Idealne ciało
Dziś na siłowni widziałam idealne kobiece ciało. I widziałam je nago, więc wiem, co mówię.
Po dwóch godzinach intensywnego treningu poszłam pod prysznic i natknęłam się na kobietę mniej więcej w moim wieku, czyli już nie podlotek ;) Równie dobrze mogła być młodsza, trudno ocenić kogoś z taką tapetą na twarzy.
Wysoka, idealne uczesana i umalowana, miała też wyrzeźbiony każdy mięsień ciała. Aż mnie zatkało na ten widok. Top i majtki do kompletu oczywiście, a pod nimi równomierna opalenizna na pewno nie zdobyta na brazylijskich plażach, na których paradowanie topless jest prawnie zakazane. No i te piersi, których nie ima się grawitacja, mimo ich pokaźnych rozmiarów... Poza tym blizny po operacji wciąż były widoczne.
Nie, nie jestem przeciwniczką operacji plastycznych. Wręcz przeciwnie: powstrzymują mnie tylko ogromne koszty takich zabiegów. Nie dziwię się, że ktoś, kto ma idealne ciało, nie chce mieć dwóch, sflaczałych po wykarmieniu dzieci, worków na wysokości pępka.
Zastanowiło mnie co innego. Ja na siłkę chodzę bez makijażu, bo i tak spłynie. Po krótkim czasie moja fryzura przypomina pudla od nadmiaru wilgoci, więc nie ma sensu poświęcanie jej czasu, no i zawsze zakładam najwygodniejsze majtki jakie mam, czyli moje stare i sprane bawełniane figi. Wstyd przyznać, ale prawdą jest, że stawiam komfort ponad wygląd, bo choćbym nie wiem ile wysiłku włożyła w swoją stylizację i tak po godzinie wyglądam jak czerwony, sapiący piec przemysłowy. Przecież i tak nikt nie widzi tych cholernych majtek, a przynajmniej nie odznaczają się pod obcisłymi spodniami treningowymi i nie krępują ruchów.
Ćwiczę, bo lubię i dlatego, że wolę być zbyt umięśniona niż pulchna. Już dawno pogodziłam się z faktem, że wiotka i eteryczna nigdy nie będę, nie ten typ niestety.
I oto natykam się na ideał. No mucha nie siada i nie ma się do czego przyczepić. Wyrzeźbione mięśnie obciągnięte opaloną skórą zaimponowały mi bardzo i nie przeczę, że chciałabym tak wyglądać. Ale natychmiast pojawiło się pytanie: jakim kosztem? Skoro ja ćwiczę po 2-3h dziennie, ile ona musi ćwiczyć, nawet jeśli ma predyspozycje? Pewnie jest też na diecie, spędza sporo czasu na sztucznym opalaniu, robieniu makijażu i fryzury. Ile to pochłania pieniędzy? A co z życiem rodzinnym i towarzyskim, imprezami, relaksem, swobodą? Czy ma czas na coś innego niż dbanie o swój wygląd? Czy ona kiedykolwiek jest z siebie zadowolona? Czy ja naprawdę chcę tak wyglądać? Czy jestem gotowa zapłacić taką cenę?
Na dietę wróciłam i jestem na niej już od kilkunastu dni, ale nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Jutro potrenuję trzy godzinki, pojutrze dwie. A w weekend wreszcie sobie odpuszczę i pójdę na grilla do przyjaciół, żeby w przyszłym tygodniu znów mieć jakieś kalorie do spalenia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz