czwartek, 29 grudnia 2016

Technika zamiast rozumu

W czasie naszej podróży do Polski spędziliśmy kilka godzin na lotnisku w Rio de Janeiro. Mieliśmy ze sobą naszych 6 walizek, tłum był duży, trudno było znaleźć stolik w strefie restauracyjnej, potem trzeba było zamówić jedzenie. Dziecko grało na tablecie świata wokół nie zauważając, ale na czas posiłku odłożyło zabawę, potem szybko się zebraliśmy na kawę, za chwilę otworzyli odprawę, więc uwolniliśmy się od bagażu. Znaleźliśmy sobie wygodne fotele blisko naszej bramki, podładowałam swój telefon i chcąc podłączyć dziecku tablet zaczęłam jego gorączkowe poszukiwania. Niestety bezowocne. Jedyne co wszyscy pamiętaliśmy to to, że widzieliśmy go ostatni raz podczas obiadu. Wniosek był taki, że albo o nim zapomnieliśmy, albo nam go ukradli.
Chwilę mi się zeszło, zanim sobie uświadomiłam, że mając dwa urządzenia spod znaku jabłka, mogę wyśledzić jedno poprzez drugie, a nawet zablokować czy wyczyścić. Bo choć te urządzenia tanie nie są, zawarte na nich dane są znacznie cenniejsze. Ze względów bezpieczeństwa nie umieszczam zdjęć swojej córki nawet na fejsie, a na zagubionym sprzęcie trochę ich było, nie mówiąc o innych danych.
Na szczęście tablet wysyłał sygnał i poszłam za jego śladem. Okazało się, że muszę wyjść z powrotem przez bramki, ale po odprawie to raczej niemożliwe. Przebłagałam policję federalną, przepuścili mnie i pobiegłam do restauracji. Niestety oddaliłam się tylko od celu. Najbliżej swojej własności znalazłam się stojąc pod zamkniętymi drzwiami na terminal lotów krajowych.
Długo trwało zanim znalazłam pracownika chcącego mi aktywnie pomóc. Poszukał ze mną kogoś z ochrony. Okazało się, że bez policji nic się nie da zrobić, ale brazylijska policja nie ma opinii zbyt przystępnej. Mimo tego dwóch funkcjonariuszy szło za sygnałem z mojego telefonu od terminala do terminala, pomiędzy strefami i przejściami służbowymi, które były dla mnie niedostępne. Weszliśmy nawet do samolotu ku zaskoczeniu jego załogi. Wyglądało to groźnie, wszyscy mi się przyglądali i mimo najszczerszych chęci moich "przewodników" nic nie znaleźliśmy. Byliśmy obok mojego sprzętu, któremu wysyłałam sygnał do wyemitowania dźwięku i wszystko na nic.
Tuż przed odlotem wykasowałam zawartość tabletu godząc się z jego utratą. Byłam zmęczona, spocona, wściekła i rozczarowana. Tyle wysiłku i wszystko na nic.
Kilkanaście godzin później, w drodze z lotniska do domu opowiedziałam siostrze swoją przygodę od początku, czyli od restauracji i zamarłam. Już wiedziałam, gdzie jest mój tablet. Gdybym od razu użyła głowy, zamiast aplikacji, przypomniałabym sobie, że włożyłam go do jednej z walizek, które potem nadałam na bagaż.
Uważam, że technologia ułatwia nam życie i bardzo ją lubię. Do pewnego stopnia jestem gadżeciarą i uwielbiam wszystkie te nowinki ze świata elektroniki. nie rozstaję się ze swoim telefonem i zawsze mam abonament ze sporym pakietem internetowym. Ale mam również dobrą pamięć i świetną intuicję, która nigdy mnie nie zawodzi. Tym razem zapomniałam ich użyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz